II LOKAJ (do I-go) Azdrubot: upadnijmy na brzuchy. To on. Nareszcie piekło ma swego Belzebuba (padają obaj na brzuchy przed Baleastadarem).
I LOKAJ (leżąc) Nie zawsze tak bywa. Długo trzeba czasem czekać, aż się narodzi taki między ludźmi. Ty jeden, panie, miałeś odwagę uwierzyć w to, co inni uważają za zupełny nonsens. Jesteś nim, jesteś! Tym samym nas, biednych lokai kabaretu, podnosisz do godności prawdziwych diabłów.
BALEASTADAR Azdrubot ma rację. Stańcie no przy pniaku, chłopcy, i połóżcie na nim ogony, jeden przy drugim. (Lokaje wykonują rozkaz natychmiast). Tnij, Istvanie: skończmy raz z tą wstrętną komedią. Podziemny kabaret, czy dzisiejsze piekło — wszystko jedno — musi być w dobrym stylu. Precz z ciemnotą, przesądami i wstecznictwem! Tnij! (Istvan tnie, ogony odpadają. Lokaje krzywią się okropnie z bólu, ale stoją na miejscu). A teraz weźcie tę siekierę i pniak i jeśli tam kto jeszcze z waszej kompanii ma ogon — odciąć mu natychmiast. Rozumiecie? I kolacja, żeby za 10 minut była gotowa. Marsz!
LOKAJE Tak jest, W. Ks. Wysokość! Słuchamy! (uciekają z pniakami i siekierą za filar na lewo).
ISTVAN To piekło bardzo myszką trąci. Nie wiem, czy pan zdoła pomieścić się tu ze swoim wybujałym temperamentem.
BALEASTADAR Zaraz wszystko się zmieni. Mamy jeszcze przed sobą nieprzebyte moczary psychologicznych okropności. Oczywiście będziemy się upraszczać z powodu braku czasu (przez drzwi z lewej strony czterej inni lokaje (bez ogonów) wnoszą 3 trumny ciemno-czerwone i ustawiają rzędem z lewej strony. W miarę wnoszenia Baleastadar mówi):
BALEASTADAR To zapewne trupy z wczorajszego dnia. Wiesz, Istvanie, że to już dzień następny. Wszystko idzie z wzrastającą szybkością. Nie będziesz mógł z początku nadążyć za wypadkami, ale potem przyzwyczaisz się. Tu życie polega na ciągłym doganianiu i przeganianiu siebie samego. (do Lokai) Otworzyć trumny! (Lokaje zaczynają odbijać trumny).
ISTVAN Tak szalenie mi żal ostatniego mordowarskiego wieczoru, który przeżyłem jako człowiek niedokończony.
BALEASTADAR Przekroczyłeś przedwcześnie pewną przełęcz, którą czasem wielcy politycy, artyści, lub myśliciele osiągają dopiero w sześćdziesiątych i siedemdziesiątych latach. Ale jesteś muzykiem — muzyka powstaje już w dzieciństwie i nie wymaga dojrzałości.
ISTVAN Ach — iluż ludzi ma ten stosunek do muzyki, który nazwałbym „stosunkiem wyjącego psa”. Pies wyje tak samo, czy mu grać Beethovena, czy Ryszarda Straussa — wyje, bo go uczuciowo wytrąca z równowagi sam hałas dźwięków, ich emocjonalny, nieistotny artystycznie spółczynnik. Ja muszę dojść do czystej muzyki.
BALEASTADAR Dojdziesz, ale najprzód musisz wyładować w muzycznej formie wszystkie uczucia. Na nich to, pastwiąc się nad nimi, zdobędziesz twój własny styl i Formę Czystą. Tu może się stać to w procesie wewnętrznym, bez stawiania niepotrzebnych znaczków na pięcioliniach, dla wzru-