BALEASTADAR Zejdź niżej: do twych uczuć. Pogrzeb się w sobie po raz ostatni.
ISTVAN Uczucia moje są to pigułki, które robi jakiś ohydny międzyplanetarny aptekarz i rzuca je w nicość, na pożarcie zgłodniałej, zamrożonej przestrzeni.
BALEASTADAR Niżej jeszcze...
ISTVAN (budząc się nagle z katalepsji) Ja chcę do Mordowaru, do cioci! (ostatnim wysiłkiem ze sztuczną ironią:) Pan świetnie wszedł w rolę Belzebuba, ale ja mam dosyć tej komedii. (Baleastadar wali go pięścią przez łeb. Istwan[1] stoi i znowu zapada w stan poprzedni).
ISTVAN Już koniec. Sam rdzeń mojej istoty zmartwiał mi w lodowatym powiewie z centrum niebytu.
BALEASTADAR Teraz rozumiesz? Jednej rzeczy nie mogę, tylko jednej: tworzyć sztuki. A jestem urodzonym artystą. Dawniej kazano mi tworzyć życie, teraz byłem bez zajęcia w tej doskonalejącej mechanizacji. Kto mi kazał, nie pytaj, nie myśl o tym. Pewne tajemnice muszą być zachowane. Wiedz, że tylko ja jestem jedyną nadrzeczywistością, jedynym złem. Gdyby nie zło, nie byłoby nic, ani nawet twojej ciotki, choć jest osobą notorycznie świętą.
ISTVAN (z ostatnim wysiłkiem) A jednak widzę cię: przeklętego plantatora z Rio. O — wyrastają ci rogi — ach, jakie to zabawne! Ja wiem jak to jest zrobione. Ogon kazał sobie obciąć, bo mieć ogon jest czymś śmiesznym. Ale rogi zostawił dla efektu. A może to te rogi, które przyprawiła ci twoja żona: Klara di Formio y Santos... (Baleastadar wali go jeszcze raz pięścią przez łeb. Istvan pada. Podczas tego, gdy mówi Istvan, Baleastadarowi wyrastają w istocie niewielkie (do 10 cm.) rogi. (Na peruce ma dwa gumowe palce, od nich idzie rozwidlona rurka zakończona pompką w kieszeni, przy pomocy której można je nadąć.) Lokaje w głębi pękają ze śmiechu. Baleastadar tego nie widzi).
BALEASTADAR No — teraz ma dosyć. Posadzić go między trupami. Nie rozumie błazen, że jest najgenialniejszym muzykiem świata w zarodku. Tego, co on — nie dokona nikt! (do Hildy, która nagle wytrzeszcza nań oczy, siedząc sztywno na fotelu. Inne trupy siedzą z oczami zamkniętymi) Czego ekarkiliujesz na mnie twoje gały, Hilda? To jest twój prawdziwy kochanek. Przez niego stworzymy muzykę Czystego Zła, przedystylowanego w Czystą Formę. Och — gdybym mógł być sam artystą — ! (przez chwilę łka dziko, poczem się opanowuje i mówi): Sonata Belzebuba musi być stworzona. A pani (zwraca się do Hildy) będzie śpiewać pieśni Belzebuba, a koncert smyczkowy Belzebuba — wiolonczela, czy skrzypce — wszystko jedno — napisze też ten błazen przeze mnie, a wykona to jakiś skrzypek, sam nie rozumiejąc nic z tego, co robi, fortepianowe utwory wykonam ja sam, cierpiąc jak potępieniec nad tym, że sam ich nie stworzyłem i wyć będą wszyscy z zachwytu, jak szakale.
HILDA Ale czemu wszystko to robić tu, dziś w nocy, a nie powoli tam, na powierzchni ziemi.
BALEASTADAR Dla kondensacji zła — tam rozlazłoby się to na zgniłą
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Istvan.