SAKALYI Nie — bić się nie będę. Za dużo nieszczęść. Mam dosyć tego wszystkiego. Koniec. (strzela sobie w skroń. Krzyk w saloniku. Baronowa pada).
DE ESTRADA Me cago en la barba dei Belzebubo. Czuję zapach migdałów. Baronowa łyknęła cjankali. Ratujmy ją. A zresztą wszystko jedno. Ja też przechodzę do piekła.
BALEASTADAR O nie! Nie jestem specjalistą od trójkątów małżeńskich. Drugi raz ci się nie uda, Józiu. Uwiedzenia żony nawet sam Belzebub nie przebacza (strzela w Don Joségo, który wali się na progu piekła, twarzą ku scenie).
RIO-BAMBA Za dużo trupów, na Belzebuba! Walą, jak w strzelnicy. My, starzy mordowarscy ludzie, uciekajmy póki czas. Tędy. Chodź Julio, i ty, stara ciotko. Jesteśmy tu zupełnie zbyteczni (uciekają na lewo).
CIOTKA (uciekając). Bądź wielki do końca, Istvanku. Ja już nie mogę na to patrzeć. Jestem za stara na te wasze nowe kierunki (znikają na lewo. Krystyna jak błędna podchodzi do Istvana).
KRYSTYNA Ja cię nie opuszczę nigdy. Na najwyższych wyżynach — w życiu, czy w sztuce — będę twoja. Chcę ci tylko służyć. Nie dbam o siebie.
BALEASTADAR Istvan nie potrzebuje już kobiet, ani niczego w ogóle. On jest skończony. Ale pani może zająć się uporządkowaniem rękopisów — to jest właściwie: maszynopisów. Wszystkie kompozycje, które miał stworzyć, stworzył już — zaczynając od sonaty opus pierwszy, aż do homo... jakby tu powiedzieć: hyperhomogenicznych w swej bezdennej komplikacji i prawie hypnagogicznych ultramadrygałów i interlubryk — wszystko jest tu. O, ta kupa papierów, to wszystko dzieła pośmiertne — oeuvres posthumes — zapisane na maszynie do notowania improwizacji. Ale to nie były improwizacje — to dzieła zrodzone z przestrzennych koncepcji w innym wymiarze.
KRYSTYNA Jak to? Pośmiertne?
BALEASTADAR Czyż pani nie widzi, że to trup? Teraz zrobimy tournée i ja to wszystko wykonam. Bo jakkolwiek twórcą nie jestem, to jako pianista przewyższam Paderewskiego i Artura Rubinsteina i wszystkich innych o całe rzędy wielkości. Tych rzeczy nikt zagrać nie potrafi, oprócz mnie. On sam ruszyć tego nie może z jego techniką. Zagrał tylko tyle, by mogło być z grubsza zanotowane. Ale trzeba to mettre à point, rozumie pani, wykończyć rytmicznie. Pani jest zdaje się dość muzykalna? (Istvan stoi bez ruchu).
KRYSTYNA Tak — uczyłam się trochę.
BALEASTADAR To dobrze. Pomoże mi pani. To są góry wybuchowych materiałów, ostatnie przebłyski indywidualnego diabolizmu. Jeszcze na chwilę, choćby w artystycznych wymiarach, można zamącić drzemkę usypiającej w społecznym dobrobycie ludzkości. Bo te zbrodnie w imię klas pracujących to nie jest moja specjalność. To nie są właściwie zbrodnie — to diabli wiedzą co. Brzydzę się tym i pogardzam. No — niech pani zabiera się do roboty. (Krystyna zagłębia się w kupach papierów, nieprzytomna zu-