Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

przedmiotem obserwacji. Po chwili nadeszła ciotka i Pietrek, który stanął opodal, ciekawy dalszego ciągu.
— Dzieńdobry, Dziadku! — powiedziała Deta, podchodząc. — Przyprowadzam do was córkę Tobjasza i Adelajdy. Nie poznacie jej zapewne, gdyż miała zaledwie rok, gdyście ją widzieli po raz ostatni.
— Cóż ma do roboty to dziecko u mnie? — spytał szorstko. — A ty, urwiszu, — krzyknął na Pietrka — znowu się spóźniłeś, idź mi przeto natychmiast z kozami, a zabierz i moje!
Pietrek usłuchał niezwłocznie i znikł, gdyż Dziadek spojrzał nań wcale nie dwuznacznie.
— Ta mała musi zostać u was, Dziadku — odparła Deta. — Sądzę, żem uczyniła, com była uczynić powinna dla Heidi przez te cztery lata, teraz na was kolej zaopiekować się nią.
— Tak? — powiedział starzec, spoglądając bystro na Detę. — A jeśli będzie tęskniła za tobą, płakała i jęczała, jak to czynią zwykle takie głuptaski, to cóż pocznę wówczas?
— Wasza w tem głowa, Dziadku! — odrzuciła. — I mnie nikt nie powiedział, co mam począć, gdym roczne dziecko trzymała w ramionach, mając i tak dość troski o utrzymanie własne i matki. Teraz muszę jechać w służbę, wy zaś jesteście najbliższym krewnym Heidi. Jeśli nie chcecie, by tu została, zróbcie, co wam się podoba, biorąc oczywiście na swą odpowiedzialność, jeśli zmarnieje. Sądzę jednak, że nie macie potrzeby bardziej jeszcze obciążać sumienia.
Deta czuła, że nie postępuje jak należy, przeto w podnieceniu, stąd pochodzącem, powiedziała więcej, niż to było jej zamiarem. Na ostatnie słowa, wstał Halny Dziadek z ławki i spojrzał na nią tak, że się cofnęła parę kroków. Potem starzec wyciągnął rękę i rzekł rozkazująco:
— Wracaj tam, skądeś przyszła i nie pokazuj mi się rychło na oczy!
Deta nie czekała powtórnego wezwania.