— Bądźcie tedy zdrów i ty, Heidi! — rzekła śpiesznie i jęła biec z góry co prędzej, nie ustając, aż do samego osiedla, gdyż wnętrzne podniecenie pędziło ją jak para lokomotywę. W osiedlu nawoływano ją bardziej jeszcze, niż przedtem, gdyż dziwiła wszystkich nieobecność Heidi. Znali dobrze Detę, wiedzieli, czyjem dzieckiem jest Heidi i jakie były jej dzieje. To też ze wszystkich drzwi i okien rozbrzmiewały pytania:
— Deto, gdzieś podziała dziecko?
— Zostało na hali u starego Dziadka! Wszakże słyszycie, co mówię!
Bolało ją bardzo, gdy słyszała, jak kobiety mówiły z wyrzutem:
— Jakżeś mogła tak postąpić? Biedna Heidi!
Albo znów:
— Jakżeś mogła takie bezbronne, głupiutkie dziecko zostawić tam, wśród pustkowia?
Potem na nowo żałowały kobiety:
— Biedna, biedna Heidi!
Deta biegła co sił i odetchnęła dopiero, gdy głosy zostały daleko, poza nią. Nie była z sobą w porządku, gdyż matka zleciła jej, umierając, opiekę nad dzieckiem. Uspakajała się tylko, mówiąc sobie, że łatwiej jej będzie przyjść z pomocą siostrzenicy, gdy zarobi w służbie dużo pieniędzy. Cieszyła ją jednocześnie myśl, że zejdzie z oczu ludzi męczących ją uwagami i osiągnie dobry zarobek.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.