Wskazał na wielki ceber pełny wody, stojący przed drzwiami w słońcu. Heidi pobiegła i dopóty się pluskała i myła, aż była czyściuteńka. Tymczasem dziadek wszedł do chaty, mówiąc do Pietrka:
— Chodźno tu, kozi generale, i weź ze sobą plecak!
Zdumiony wielce wszedł Pietrek i podał plecak, w którym miał swój, wzięty z domu, chudy posiłek południowy.
— Otwieraj! — rozkazał dziadek, potem zaś włożył do środka wielki kawał chleba i sporo sera. Pietrek wytrzeszczył, jak tylko mógł oczy, bowiem to, co starzec włożył do plecaka, przewyższało dwukrotnie jego własne zapasy.
— Tak! Teraz jeszcze miseczka, — rzekł dziadek. — Heidi nie umie pić, jak ty, prosto z wymienia. Udoisz jej w południe dwie pełne miseczki, bo dziecko pójdzie z tobą i zostanie do wieczora. Uważaj, by nie spadło ze skał... rozumiesz?
W tej chwili wbiegła Heidi, wołając:
— Teraz już chyba słońce mnie nie wyśmieje, dziadku? — spytała żywo. Natarła grubym ręcznikiem, który dziadek położył obok cebra, twarz, szyję i ramiona tak silnie, że była, jak rak czerwona. Uśmiechnął się na ten widok i rzekł:
— Nie ma już powodu wyśmiewać cię. Ale gdy wrócisz, musisz się cała skąpać w cebrze, bo kto chodzi za kozami, brudzi sobie nogi. Teraz możecie iść.
Ruszyli wesoło w górę. Wiatr nocny zdmuchnął ostatnią chmurkę z nieba, które ciemno szafirowe teraz, sklepiło się nad nimi, a pośrodku błyszczało słońce. Jasne jego promienie złociły zieleń łąk, a niebieskie i żółte kwiatki rozwierały kielichy, patrząc wesoło w niebo. Heidi biegała na wszystkie strony, nie posiadając się z radości. W jednem miejscu kwitły czerwone, w innem błękitne, lub żółte kwiatki i to całemi łanami, wabiąc ku sobie dziewczynkę, która wobec tych wspaniałości zapomniała nawet o kozach i Pietrku. Wybiegała daleko naprzód, to znów zbaczała z drogi, zrywając masami kwiatki
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/027
Ta strona została uwierzytelniona.