Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzież poleciał? — zapytała Heidi, która przez cały czas śledziła orła z napięciem.
— Do domu, do gniazda! — odpowiedział.
— To on tam wysoko mieszka? Jakże to piękne! A czemu tak przeraźliwie kracze? — pytała dalej.
— Bo musi! — objaśnił chłopiec.
— Wiesz co, wyjdziemy tam i zobaczymy gniazdo! — zaproponowała.
— O! O! O! — wykrzyknął Pietrek z coraz to większą niechęcią za każdem „o“. — Tam nawet koza nie dojdzie, a zresztą dziadek zabronił ci spadać ze skał.
Pietrek zaczął nagle wydawać gwałtowne okrzyki i gwizdać przeraźliwie. Heidi nie wiedziała, co to ma znaczyć, ale kozy zrozumiały widocznie, gdyż jedna po drugiej zeskakiwać zaczęły ze skał i niebawem cała trzoda zebrała się na łące. Zwierzęta chrupały wonną trawę, biegały, lub zlekka bodły się, dla rozrywki. Heidi goniła za niemi, skakała w zawody i zapoznawała się z każdą osobiście, bowiem każda miała odrębny wygląd i odmienne obyczaje. Tymczasem Pietrek otwarł plecak i rozłożył pięknie w kwadrat na ziemi cztery porcje jedzenia, z wnętrza dobyte, dwie większe po stronie Heidi, a dwie mniejsze po swojej, pamiętając dobrze, dla kogo to dostał. Potem udoił z wymion Białuszki całą miseczkę świeżego mleka i postawił pośrodku kwadratu. Następnie przywołał Heidi, ale nie poszło to tak łatwo, jak z kozami, gdyż dziewczynka rozbawiona i uszczęśliwiona skokami nowych towarzyszek, prócz nich nie widziała i nie słyszała niczego wokoło. Pietrek zdołał jednak zwrócić jej uwagę na siebie, krzycząc tak, że huczało po skałach. Heidi nadbiegła wkońcu i, na widok zastawionej biesiady, zaczęła wokoło skakać.
— Dajże pokój! — napomniał ją Pietrek. — Teraz trzeba jeść, nie skakać. Siadaj i bierz co twoje!
Heidi usiadła.