kilka razy i to tak szybko i dzielnie, że wielki cap głupiał ze zdziwienia i nie napadał, widząc jak wojowniczego ma przeciwnika jak ostre są jego różki. Inna znowu kózka Śnieżka beczała ciągle tak uparcie i płaczliwie, że Heidi podbiegała do niej często i tuliła do siebie jej głowę. I w tej chwili właśnie rozbrzmiał żałośliwy głos młodej kózki, Heidi poskoczyła, otoczyła jej szyję ramieniem i spytała ze współczuciem:
— Cóż ci to, kochanko? Czemu wzywasz ratunku?
Kózka przytuliła się do niej z zaufaniem i przestała beczeć. Pietrek, siedzący dotąd przy uczcie, wyjaśnił sprawę, przerywając jednak często, gdyż miał jeszcze co gryźć i popijać.
— Ona tęskni za starką! Sprzedano ją przedwczoraj do Mayenfeldu i już nie chodzi z trzodą na tę halę.
— Cóż to za starka?
— Ba... oczywiście, jej matka.
— A gdzież babka?
— Nie ma babki!
— A dziadek?
— Nie ma dziadka!
— Biedna moja Śnieżko! — powiedziała Heidi, tuląc czule kózkę. — Ale nie płacz! Widzisz, ja tu będę przychodziła codziennie, więc nie zostaniesz sama i opuszczona. A jeśliby ci coś dolegało, przyjdź do mnie.
Śnieżka potarła kilka razy głowę o ramię Heidi i przestała beczeć żałośliwie. Tymczasem Pietrek skończył jeść i wrócił do swej trzody oraz do Heidi, która poczyniła znowu dużo spostrzeżeń.
Białuszka i Buraska były bezsprzecznie najpiękniejszemi i najschludniejszemi kozami całego stada. Posiadały pewną godność w zachowaniu, trzymały się na uboczu, a zwłaszcza natrętnego Trykacza traktowały wzgardliwie i odpychająco.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.