głęboki szum, wydawał się jej najpiękniejszą muzyką. Heidi stała nieraz długo pod drzewami, spoglądając w górę i dziwiąc się sile wichru. Słońce nie dogrzewało teraz tak, jak latem, a dziewczynka musiała odszukać w szafie i przywdziać pończochy, trzewiki, oraz spódniczkę, gdyż było coraz chłodniej. Gdy stała pod jodłami, wiatr przewiewał ją nawskroś, niby cienki listek, mimo to jednak biegała tam ciągle, nie mogąc wysiedzieć w izbie, podczas gdy wiało.
Niebawem zrobiło się porządnie zimno i Pietrek chuchał w dłonie każdego ranka, wreszcie spadł śnieg obfity, cała hala pobielała i jak okiem sięgnąć, nie było nigdzie widać jednego bodaj listeczka zielonego. Nie przychodził już teraz Pietrek z kozami, a Heidi patrzyła z zachwytem przez małe okienko na padający ciągle śnieg. Nagromadziło się go tyle, że zaspa sięgnęła samego okienka, potem zaś wzrosła jeszcze wyżej, tak że nie można go było otworzyć, i wkońcu wszystko zatonęło w śniegu. Rozradowana tym widokiem biegała od jednego okienka do drugiego, chcąc widzieć, co się stanie. Pewna była, że chata zostanie zupełnie przykryta śniegiem i trzeba będzie w jasny dzień świecić lampę. Ale do tego nie doszło. Nazajutrz, kiedy śnieg ustał, wziął dziadek łopatę i odkopał dom wokoło, robiąc duże, śnieżne wały i góry. Przez to zostały oswobodzone okna i drzwi, co rozradowało Heidi wielce. Siedziała raz popołudniu, wraz z dziadkiem przy ognisku, każde na swym trójnogu... gdyż dziadek zrobił jej już dawno mały trójnóżek... gdy nagle ktoś zaczął tłuc nogami po progu i wkońcu otworzył drzwi. Był to Pietrek-koźlarz. Narobił tyle hałasu, nie przez brak grzeczności, ale dlatego, by otrząść śnieg z trzewików i tak zresztą nim pokrytych. Śnieg okrywał także całego Pietrka, który musiał przebrnąć dużo zasp, zanim tu doszedł. Mróz był dnia tego ostry, to też śnieg utworzył na chłopcu twardą, grubą skorupę. Nie zraziło go to jednak do przyjścia wobec tego, że nie widział Heidi już od całego tygodnia.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.