Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobry wieczór! — powiedział wchodząc, zbliżył się do ogniska i zamilkł. Ale twarz jego rozpromienił uśmiech wielkiego zadowolenia. Heidi patrzyła nań z podziwem, gdyż tający, a coraz bardziej widoczny Pietrek, podobny był do małego wodospadu.
— Jak się masz, generale? — powiedział dziadek. — Postradałeś armję i musisz teraz gryźć rysik.
— Czemuż to on musi gryźć rysik? — spytała ciekawie Heidi.
— Musi przez całą zimę chodzić do szkoły! — objaśnił dziadek. — Uczy się czytać i pisać, co nie jest rzeczą łatwą. Gryzienie rysika pomaga trochę, nieprawdaż, generale?
— Prawda! — potwierdził Pietrek.
Rozciekawiona tem Heidi jęła zadawać pytania o szkołę, o wszystko, co tam można widzieć i słyszeć, a Pietrek opowiadał. Jak każda tak i ta rozmowa z nim zajęła sporo czasu, to też wysechł pięknie, od dołu do góry. Trudno mu było zawsze myślom swoim nadać formę słów, a Heidi zasypywała go wprost pytaniami, które wymagały całych zdań.
Dziadek milczał przez cały ciąg tej rozmowy, ale kąty ust drgały mu wesoło, raz po raz, co było znakiem, że słucha.
— Generale, byłeś w porządnym ogniu armatnim, — powiedział — musisz się tedy pokrzepić.
Wstał, wyjął z szafy jedzenie, a Heidi przysunęła krzesło do stołu. Pod ścianą była przybita do niej ławka. Mając teraz towarzystwo, sporządził dziadek kilka stołków, gdyż Heidi chciała zawsze siedzieć obok niego, to też nie uczuli we troje braku. Oczy wyszły Pietrkowi nawierzch, gdy zobaczył ogromny kawał ślicznie wysuszonego mięsa, który mu dziadek położył na grubej kromce chleba. Dawno nie miał takiej uczty. Gdy skończył jeść, nastał właśnie mrok, a Pietrek musiał wracać. Powiedział:
— Dobranoc! Bóg zapłać!
Potem obejrzał się ponownie po izbie i rzekł: