— Nie zobaczę, nikt mi już nie przywróci wzroku.
— Musisz chyba zobaczyć jasność, babko, gdy wyjdziesz na śnieg. Chodź, pokażę ci. — Ujęła babkę za rękę, chcąc wyprowadzić, bowiem zaczęło ją trwożyć to, że nie dostrzega jasności.
— Daj pokój, dziecko! — odparła babka. — Żadna już jasność nie przeniknie do oczu moich, biel śniegu, ni promień słońca.
— Jakto? — ciągnęła Heidi dalej, z coraz to większym niepokojem szukając jakiegoś wyjścia. — Przecież latem słońce świeci tak jaskrawo, potem zaś żegna się na noc z górami, które oblewa czerwonym blaskiem, a żółte kwiatki połyskują. Wtedy, chyba, widzisz jasność, babko?
— Dziecko moje! — westchnęła. — Nie zobaczę już nigdy poczerwieniałych od zachodu gór, ani połyskliwych kwiatków, nikt mi już wzroku przywrócić nie zdoła.
Heidi wybuchnęła głośnym płaczem. Łkając żałośnie, powtarzała raz po raz:
— Któż ci zdoła przywrócić wzrok, babko? Czyż nikt? Czyż nikt, naprawdę?
Babka starała się ją uspokoić, nie prędko to jednak nastąpiło. Heidi płakała bardzo rzadko, ale popadłszy w rozżalenie, nie mogła się rychło otrząsnąć z niego. Babka próbowała różności, gdyż bolało ją, że tak łka rozpacznie. Wkońcu rzekła:
— Chodź no tu, do mnie, dziecko! Ten, kto nie widzi, rad jest każdemu dobremu słowu. Bardzo mnie cieszy, gdy rozmawiasz ze mną. Usiądź przy mnie blisko i opowiedz, co robisz tam, na hali, i co robi dziadek. Znałam go dawniej dobrze, ale od kilku lat wiem tylko to, co powie Pietrek, a więc bardzo mało.
Heidi powzięła nową myśl. Szybko otarła oczy i rzekła:
— Nie trać nadziei, babko. Opowiem wszystko dziadkowi, on ci zapewne wzrok przywróci i naprawi dom, tak że się nie zawali i będzie jak nowy.
Babka milczała, a Heidi jęła z zapałem opowiadać, jak żyje wraz z dziadkiem na hali, jak chodzi latem na pastwisko,
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.