Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

Heidi zerwała się ze stołka, wyciągnęła do babki rękę i rzekła:
— Dobranoc, babko, muszę wracać do domu, gdy się ściemni. — Pożegnała Brygidę, Pietrka i skierowała się ku drzwiom. Zatroskana o nią babka, jęła wołać:
— Czekajże, Heidi. Sama iść nie możesz, odprowadzi cię Pietrek! Uważaj na nią, Piotrusiu, by nie upadła, a idźcie żwawo, gdyż inaczej zmarznie. Czy ona ma ciepłą chustkę na sobie?
— Nie mam chustki, — wykrzyknęła od progu Heidi — ale nie zmarznę wcale. — Wybiegła tak żwawo, że Pietrek ledwo mógł nadążyć, a babką zawołała żałośliwie:
— Biegnijże za nią, Brygido! Dziecko zmarznie na pewno, idąc tak nocą! Weź moją chustkę i biegnij co żywo! — Brygida wyszła. Ale zaledwo dzieci uszły kilka kroków pod górę, ujrzały dziadka kroczącego dziarsko w ich stronę.
— Dobrze, że dotrzymałaś słowa, Heidi — powiedział, owiązał ją workiem, wziął na ręce i ruszył pod górę. Brygida widziała wszystko doskonale i wróciwszy do izby, opowiedziała babce. Dziwowały się obie wielce, a babka rzekła wkońcu:
— Dzięki trzeba Bogu złożyć za to, że on tak postępuje z Heidi! Radabym bardzo, by jej znowu kiedyś pozwolił przyjść do mnie. Sprawiła mi wielką ulgę! Ma dobre serce i umie tak ślicznie opowiadać.
Powtarzała te słowa raz po raz, a kładąc się spać, dodała:
— Ach! Żeby tylko przyszła! Mam teraz coś, na co się mogę cieszyć!
Brygida potakiwała za każdym razem, a Pietrek kiwał także głową, roztwierał gębę w radosnym uśmiechu i powtarzał:
— Wiedziałem dobrze, że tak będzie!
Tymczasem, tkwiąca w worku Heidi mówiła nieustannie do dziadka. Ale głos jej nie mógł przeniknąć przez ośmiokrotnie złożone płótno, przeto nie rozumiał, ni słowa.