Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko będzie znowu zielone, a cudne lato trawą i kwiatami zaściele całą halę.
Pewnego słonecznego dnia marcowego, biegając tak z dziesiąty już może raz, przeskoczyła próg, gdy nagle omal nie padła nawznak z przerażenia. Tuż przed nią stał stary, czarno ubrany mężczyzna i spozierał poważnie. Zauważywszy przestrach dziewczynki, rzekł dobrotliwie:
— Nie bójże się! Kocham bardzo dzieci. Podaj mi rękę! Jesteś zapewne Heidi. A gdzież dziadek?
— Siedzi przy stole i robi z drzewa okrągłe łyżki! — oświadczyła, otwierając z powrotem drzwi.
Przybysz był to proboszcz z osiedla, który znał dobrze Halnego Dziadka i sąsiadował z nim za czasu pobytu jego wśród ludzi. Wszedł do izby, zbliżył się do schylonego nad robotą starca i powiedział:
— Dzieńdobry, sąsiedzie.
Halny Dziadek podniósł głowę, zdumiał się wielce, wstał i odparł:
— Dzieńdobry, księże proboszczu!
Potem podał mu krzesło, mówiąc:
— Proszę siadać, księże proboszczu, chociaż krzesło, coprawda, twarde.
Proboszcz usiadł i rzekł po chwili:
— Dawno już nie widziałem was, sąsiedzie.
— I ja także nie widziałem dawno księdza proboszcza! — odpowiedział Halny Dziadek.
— Przyszedłem tutaj dziś pomówić o pewnej sprawie! — zaczął proboszcz. — Domyślacie się zapewne, drogi sąsiedzie, co mam na myśli i w czem pragnę dojść do porozumienia.
Umilkł i spojrzał na stojącą w progu Heidi, która badała uważnie nową nieznaną, postać.
— Idź do kóz, dziecko! — polecił dziadek. — Weź trochę soli i zostań z niemi, aż przyjdę.