— Istotnie zrobiła to Heidi, ale nie rozmyślnie, przeto karać jej nie trzeba. Spieszyła się tylko bardzo, szarpnęła dywan i wszystko spadło. Przejeżdżało kilka pojazdów, jeden za drugim, więc pobiegła, by je zobaczyć. Pewnie nie widziała dotąd w życiu dorożki.
— Czyż nie miałam racji, panie profesorze? — spytała panna Rottenmeier. — Brak zasadniczych pojęć! Ta pierwotna istota nie wie, co znaczy lekcja, nie wie, że trzeba siedzieć spokojnie i słuchać. Gdzież się atoli podział ten djabeł? Gdyby uciekła, miałabym ładną historję z panem Sesemannem...
Wybiegła z pokoju, a potem szybko minęła schody. W otwartej bramie domu stała Heidi i rozglądała się bacznie po ulicy.
— Cóż to jest? Co ci wpadło do głowy? Czy chcesz uciekać? — ofuknęła małą.
— Usłyszałam szum jodeł, ale nie wiem, gdzie rosną i szumu już nie słyszę! — odparła Heidi, rozglądając się wokoło z wyrazem rozczarowania. Turkot pojazdów, teraz ścichły, wydał się jej szumem wiatru w koronach drzew, tak że zdjęta radością pobiegła w ślad za nim.
— Jodły? Czyż jesteśmy w lesie? Cóż za pomysły? Wróć i zobacz, coś zrobiła!
Panna Rottenmeier zaczęła wchodzić zwolna na górę, Heidi kroczyła za nią, a wszedłszy do pracowni, stanęła zdumiona katastrofą, którą wywołała tem, że chciała posłuchać szumu jodeł.
— Pamiętaj, że po raz drugi nie ujdzie ci to płazem! — powiedziała panna Rottenmeier, pokazując posadzkę. — Podczas nauki trzeba siedzieć spokojnie i uważać. Jeśli tego nie potrafisz, każę cię przywiązać do krzesła! Rozumiesz?
— Rozumiem! — odparła. — Będę siedziała, jak przyrosła do krzesła.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.