Zrozumiała teraz, że podczas lekcji trzeba siedzieć spokojnie.
Sebastjan i Tineta zajęli się porządkowaniem, a pan profesor odszedł, bowiem w tych warunkach o lekcji nie było mowy. Na ziewanie dnia tego zbrakło czasu.
Po obiedzie odpoczywała przez czas pewien Klara, a Heidi, jak ją pouczyła panna Rottenmeier, mogła zająć się, czem chciała. Rada bardzo, że może wykonać swój zamysł, stanęła w kurytarzu przed jadalnią, by przyłapać pewną osobę, potrzebną do pomocy w przedsięwzięciu. Niedługo, jak się spodziewała, nadszedł Sebastjan. Niósł z kuchni na wielkiej tacy umyte srebro stołowe, by je schować do kredensu. Heidi przystąpiła doń i rzekła bardzo wyraźnie:
— Niech, czy przez trzecią osobę?
Sebastjan wytrzeszczył oczy i odparł dość szorstko:
— Cóż to ma znaczyć, panienko?
— Chciałabym o coś zapytać, ale niema w tem nic złego jak dziś rano! — ciągnęła dalej tonem uspokajającym, gdyż zauważyła, że Sebastjan jest rozgoryczony przygodą z atramentem.
— Tak? A czemuż to ma się do mnie mówić: niech, lub przez trzecią osobę? — odparł równie szorstko.
— Tak być musi! — zapewniła. — Panna Rottenmeier kazała.
Sebastjan wybuchnął tak głośnym śmiechem, że Heidi zdumiała się wielce. Wszakże w jej słowach nie było nic śmiesznego. Sebastjan zrozumiał nagle rozkaz panny Rottenmeier i rzekł wesoło: — Proszę mówić dalej, panienko!
— Nie nazywam się panienka, ale poprostu Heidi! — zauważyła z pewnem niezadowoleniem.
— Wiem to, wiem, — odparł — ale ta sama osoba rozkazała, bym mówił panienko.
— Rozkazała? Muszę się tedy tak nazywać! — powiedziała z rezygnacją i dodała, wzdychając: — Mam teraz już trzy imiona!
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.