Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

Heidi znalazła dzwonek i zaczęła szarpać z całej siły.
— Ja wejdę na wieżę, ty zaś musisz tu zaczekać, inaczej nie trafię do domu — powiedziała.
— Cóż mi dasz?
— Znowu muszę ci płacić, a ile?
— Dwadzieścia fenigów.
Po chwili rozległ się z wnętrza zgrzyt otwieranego zamka, drzwi zaskrzypiały i wyjrzał z nich stary człowiek. Na widok dzieci zmarszczył brwi i krzyknął:
— Jak śmiecie dzwonić i sprowadzać mnie na dół? Wszakże napisane jest tu oto wyraźnie, że dzwonek jest przeznaczony dla tych, którzy chcą wejść na wieżę!
Chłopak wskazał palcem na Heidi i nie rzekł słowa.
— Ja właśnie chcę wejść na wieżę! — odpowiedziała.
— Poco? Czy cię ktoś przysłał?
— Nie! — powiedziała spokojnie. — Chcę tylko popatrzeć z góry.
— Wynoście mi się zaraz i nie próbujcie po raz drugi żarcików!
Rzekłszy to, obrócił się strażnik wieży, chcąc zamknąć bramę.
Ale Heidi chwyciła połę jego długiego surduta i powiedziała błagalnie:
— Tylko jeden, jedyny raz!
Spojrzał w oczy dziewczynki i wyraz ich zmienił odrazu jego nastrój! Wziął ją za rękę, mówiąc:
— Jeśli ci tak bardzo na tem zależy, moje dziecko, to chodź ze mną.
Chłopiec usiadł na progu, gdyż nie chciał iść.
Prowadzona przez dozorcę Heidi musiała przebyć mnóstwo schodów, coraz to węższych, zanim się dostała na sam szczyt. Dozorca podniósł ją do wysoko umieszczonego okna.
— Patrzże teraz! — powiedział.