Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widziałem ją na ulicy i wiem, jak wygląda. Ma krótkie, kręte, czarne włosy, czarne oczy, brunatną suknię i nie mówi tak jak my.
— Ocho! — pomyślał Sebastjan, omal nie wybuchając śmiechem. — To mała panienka coś znowu namotała. — Wciągnął chłopca do sieni i rzekł: — No dobrze, już, dobrze. Chodź za mną i zaczekaj pod drzwiami, aż wrócę. Gdy cię wpuszczę, zaraz zacznij grać, nasza panienka lubi bardzo muzykę.
Zapukał do pracowni i wszedł.
— Czeka tutaj w korytarzu jakiś chłopiec! — zameldował. — Chce się koniecznie widzieć z panną Klarą.
Wydarzenie to uradowało wielce chorą.
— Proszę go przyprowadzić! — powiedziała. — Wszak prawda, panie profesorze? Ma jakiś interes osobisty do mnie.
Chłopiec wszedł tymczasem i jął stosownie do polecenia grać na katarynce. Celem uniknięcia abecadła Heidi, przechadzała się panna Rottenmeier po jadalni. Nagle nastawiła uszu. Cóż to? Katarynka gra na ulicy? Nie, dużo bliżej! Czyżby w pracowni? Istotnie! Przebiegła pędem długą jadalnię, szarpnęła drzwi i ujrzała oberwańca, który z wielkim zapałem kręcił korbę. Pan profesor czynił rozpaczliwe wysiłki, by coś powiedzieć, ale nie było go słychać. Klara i Heidi, rozradowane widocznie, delektowały się muzyką.
— Dość tego! Dość! — krzyknęła, ale muzyka zagłuszyła jej wołanie. Podbiegła do chłopca, ale nagle uczuła coś między nogami. Po posadzce pełzał straszliwy, czarny potwór, prosto do jej nóg zmierzając. Był to żółw. Przerażona śmiertelnie wykonała skok taki, jakiego od lat dziewczęcych chyba nie próbowała, i wrzasnęła z całej siły:
— Sebastjanie! Sebastjanie!
Kataryniarz przestał nagle grać. Tym razem krzyk przeniknął przez muzykę. Sebastjan stał w kurytarzu, słaniając