— Dobrze! Dobrze, drogie dziecko! — zgodził się ojciec. — Oto twoja towarzyszka! No i cóż czy woda całkiem świeża? — spytał, biorąc szklankę z ręki Heidi.
— Prosto ze studni! — zapewniła.
— Nie chodziłaś, sądzę, do studni sama? — spytała Klara.
— Chodziłam i to dość daleko! Przy pierwszej studni było dużo ludzi. W końcu ulicy znalazłam drugą studnię i także dużo ludzi czekało, musiałam tedy zaczerpnąć wody aż w trzeciej. Jakiś pan z siwemi włosami przesyła pozdrowienie panu Sesemannowi.
— To widzę, cała ekspedycja! — powiedział pan domu ze śmiechem. — Ale cóż to za pan?
— Przechodził koło studni, stanął i rzekł: Masz szklankę, widzę, daj mi się tedy napić, moje dziecko! Dla kogóż to przyszłaś po wodę? Odpowiedziałam, że dla pana Sesemanna. Roześmiał się w głos, polecił mi zanieść pozdrowienie i dodał na końcu: Smacznego panu Sesemannowi!
— Któż to być może? Jakże wyglądał? — spytał pan domu.
— Śmiał się bardzo przyjemnie, miał gruby, złoty łańcuszek, u którego wisiało coś złotego, z wielkim, czerwonym kamieniem, a w ręku trzymał laskę z końską głową.
— To pan doktór! To mój stary lekarz! — zawołali razem córka i ojciec.
Pan Sesemann zaśmiał się znowu na myśl o spostrzeżeniach przyjaciela na temat tak nowego sposobu zaopatrywania się w wodę.
Tegoż jeszcze wieczora zasiadł pan Sesemann w jadalni wraz z panną Rottenmeier dla omówienia różnych spraw domowych. Na wstępie zaraz powiedział:
— Towarzyszka mej córki pozostanie tu nadal. Dziewczynka jest zupełnie normalna, a Klarcia lubi ją bardzo, nie potrzeba tedy innej. Pragnę, by — dodał z naciskiem — by oryginalnych cech usposobienia tego dziecka nie traktowano
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.