postanowiła nie mówić o tem nikomu, bowiem babunia pogniewaćby się mogła, tak jak panna Rottenmeier, a tego dopuścić Heidi nie chciała. Ciężar ten, gniotący jej serce, wzrastał z dniem każdym, przestała jeść i bladła coraz to bardziej. Wieczór długo zasnąć nie mogła, wspominając z utęsknieniem halę, słońce i kwiaty, śniła też o purpurowym zachodzie Falknisu i lodowych polach Cezaplany. Gdy chciała rankiem wybiec radośnie z chaty, spostrzegała, że leży w wielkiem, białem łóżku we Frankfurcie, daleko od ojczystych stron, a wówczas kryła twarz w poduszki, płacząc długo, cicho, by nikt nie usłyszał.
Babunia zauważyła jej smutek. Postanowiła przeczekać dni parę, w nadziei, że przygnębienie minie, gdy jednak trwało dalej, a Heidi przychodziła do śniadania z zapłakanemi oczyma, wzięła ją pewnego dnia do swego pokoju, postawiła przed sobą i spytała łagodnie:
— Powiedz mi, Heidi, co ci jest? Masz, widocznie, jakieś zmartwienie, prawda?
Ten właśnie łagodny ton babuni nie pozwolił Heidi okazać się niewdzięczną, to też dziewczynka odparła smutnym głosem:
— Nie można tego powiedzieć.
— Nie? Nawet Klarze?
— O nie! Nikomu! — zaręczyła, a wyglądała w tej chwili tak nieszczęśliwie, że babunia uczuła wielkie politowanie.
— Coś ci powiem, drogie dziecko, — rzekła po chwili. — Jeśli ktoś ma zmartwienie, którego nie może powiedzieć nikomu, żali się Bogu, prosząc, by zdjął ciężar z jego serca. Rozumiesz, wszak prawda? Modlisz się, jak sądzę, codziennie, dziękując za jego dary i prosząc, by cię strzegł od złego?
— O nie, nie modlę się nigdy! — odparła Heidi.
— Czy nigdy się nie modliłaś w życiu?
— Z pierwszą babką modliłam się. Ale to już dawno, tak żem zapomniała zupełnie.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.