— Dlatego właśnie jesteś smutna, droga Heidi, gdyż brak ci teraz wszelkiej pomocy. Ten, kto ma brzemię troski na sercu, może każdej chwili iść do Boga, zwierzyć mu się i prosić o ratunek, którego żaden człowiek dać nie jest w stanie. On jeden posiada moc zaradzenia wszystkiemu co złe i przywrócenia wesołości.
Oczy Heidi rozbłysły radością.
— Czy można mu powiedzieć wszystko? — spytała.
— Wszystko! Wszystko!
Dziewczynka wysunęła rękę z dłoni babuni, pytając pospiesznie:
— Czy mogę teraz odejść?
— Naturalnie! — odparła babunia, a Heidi pobiegła prędko do swego pokoju, siadła w kącie na zydlu, złożyła ręce, powiedziała Bogu wszystko, co miała na sercu, co ją smuciło, i prosiła gorąco, serdecznie, by jej pomógł do powrotu w dom dziadka.
Minął tydzień z okładem, pewnego dnia zgłosił się do babuni pan profesor, prosząc o posłuchanie w ważnej sprawie. Babunia wyciągnęła doń przyjaźnie rękę, mówiąc:
— Drogi panie profesorze, witam pana! Proszę usiąść tu, przy mnie! — podsunęła krzesło. — A teraz radabym wiedzieć, co pana do mnie sprowadza? Chyba nie usłyszę czegoś złego, lub jakichś skarg, nieprawdaż?
— Wprost przeciwnie, czcigodna pani! — zaczął pan profesor. — Nastąpiło coś, czegom się już nie spodziewał, ani czego przypuścić nie mógł nikt wtajemniczony w uprzedni stan rzeczy, albowiem wszystkie przesłanki kazały przyjąć za fakt niemożliwość tego, co się jednak stało istotnie i to w sposób zgoła cudowny, sprzeczny z tem, czego logicznie spodziewać się należało...
— Czy może Heidi nauczyła się czytać? — spytała pani Sesemann znienacka.
Pan profesor oniemiał ze zdumienia i wytrzeszczył oczy.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.