Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

córki, by ją uspokoić zapewnieniem, że całą sprawę z duchem wyświetli tej jeszcze nocy.
Punktualnie o dziewiątej, gdy dziewczęta zasnęły, a panna Rottenmeier także udała się na spoczynek, przyszedł doktór, siwowłosy, ale rumiany, czerstwy, o żywych, przyjaźnie błyskających oczkach. Zrazu miał minę frasobliwą, zaraz jednak po przywitaniu wybuchnął śmiechem i rzekł:
— Nie wyglądasz mi wcale, drogi przyjacielu, na człowieka, nad którymby trzeba czuwać po nocach.
— Cierpliwości! — odrzekł pan Sesemann. — Ten, nad którym masz czuwać, będzie wyglądał dużo gorzej, gdy go złapiemy.
— Jest więc w tym domu chory, którego trzeba łapać?
— Jeszcze gorzej, mój drogi! W tym domu mieszka duch, który straszy.
Doktór roześmiał się głośno.
— Ładne współczucie! — zauważył p. Sesemann. — Szkoda, że cię nie słyszy panna Rottenmeier. Jest przekonana, iż któryś z Sesemannów wałęsa się tu, pokutując za popełnione zbrodnie.
— Jakże się z nim zapoznała? — spytał wesoło lekarz.
P. Sesemann opowiedział przyjacielowi, że służba zastaje codzień, o wczesnym poranku naściężaj otwartą bramę domu, a stangret Jan widział raz na schodach białą postać. Dla przysposobienia się na wszelki wypadek, kazał zanieść do pokoju wartowni na dole dwa nabite rewolwery. Jeśli jest to niepożądany żart, ze strony któregoś ze znajomych służby, by straszyć mieszkańców pod nieobecność pana domu, to wcale nie zaszkodzi strzał w powietrze, który przestraszy straszaka. Jeśli zaś czynią to złodzieje, którzy pod pozorem ducha, chcą obezwładnić obronę, a sobie ułatwić działanie, na ten czas broń przyda się także.
Po tem wyjaśnieniu zajęli obaj miejsca w tym samym pokoju, gdzie czuwali Sebastjan z Janem. Na stole stało kilka