— Dziecko! Cóż to znaczy? — spytał pan Sesemann. — Co chciałaś zrobić? Poco zeszłaś na dół?
Śmiertelnie blada Heidi szepnęła niedosłyszalnie niemal:
— Nie wiem.
— To wkracza w mój zakres! — oświadczył doktór. — Zamknij bramę, przyjacielu, i wracaj narazie do swego fotelu, ja tymczasem umieszczę to dziecko tam, gdzie być powinno.
Położył rewolwer na ziemi, wziął drżącą Heidi za rękę i prowadził po schodach, mówiąc łagodnie:
— Nie bój się, moja mała. Przyjdź do siebie. Trzeba być spokojną. W tem niema nic złego. No, no...
Dotarłszy do pokoju Heidi, postawił światło na stole, wziął ją w ramiona, położył do łóżka i okrył starannie kołdrą. Potem usiadł obok, czekając, aż się uspokoi i drżeć przestanie.
— Tak, już wszystko w porządku! — rzekł po chwili. — Powiedzże mi teraz, gdzie chciałaś iść?
— Nigdzie iść nie chciałam! — zapewniła. — Nie zeszłam nawet sama, tylko nagle znalazłam się w bramie i ujrzałam obu panów.
— Tak, tak! A czyś miała w nocy sen jakiś, taki wyraźny, jasny sen?
— Każdej nocy śni mi się to samo. Jestem w domu u dziadka, słyszę szum jodeł, myślę sobie, że gwiazdy błyszczą, wybiegam z chaty, a wokoło jest tak pięknie! Ale gdy się zbudzę, znajduję się znowu we Frankfurcie.
Heidi zaczęła walczyć z łkaniem, które nią wstrząsało raz po raz.
— Hm! A nie boli cię gdzieś? W głowie, albo w plecach?
— Nie! Tylko tutaj cięży niby wielki kamień!
— Hm! Masz takie uczucie, jakbyś chciała zrzucić jedzenie?
— Nie! Mam uczucie, że radabym bardzo płakać.
— I płaczesz pewnie dowoli?
— O nie! Panna Rottenmeier zabroniła mi płakać.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.