na sam spód koszyka, pod bułki. Nie wolno zgubić tego rulonu, gdyż inaczej pogniewałby się strasznie i nigdy już nie udobruchał w życiu.
— Nie zgubię go na pewno! — oświadczyła Heidi stanowczo, wkładając oba przedmioty na spód koszyka.
Wnet znalazł się na wozie kufer, a potem Heidi, wraz z koszykiem. Sebastjan podał jej na pożegnanie rękę i jął znakami przypominać, by strzegła zawartości kosza. Woźnica był w pobliżu, tedy przez ostrożność nie chciał mówić. Nie czuł się wcale w porządku z sumieniem, bowiem miał osobiście odwieźć dziewczynkę na miejsce. Woźnica usiadł obok Heidi i wóz potoczył się w stronę gór, zaś Sebastjan, rad wielce z tego, że zaoszczędził sobie wycieczki w góry, zajął miejsce na stojącej pod budynkiem stacyjnym ławce, w oczekiwaniu pociągu powrotnego.
Woźnicą był piekarz z osiedla. Przyjechał na stację po worki z mąką. Nie widział dotąd Heidi samej, znał jednak, jak wszyscy, dzieje wnuczki Halnego Dziadka. Znał ponadto jej rodziców, domyślił się tedy łatwo reszty. Dziwiło go to potrosze, że wraca, wszczął tedy rozmowę:
— Ty jesteś zapewne tą dziewczyniną, która mieszkała u Halnego Dziadka?
— Tak.
— Źle ci było, widać, w mieście, skoro wracasz?
— Nie. Było mi we Frankfurcie dobrze, jak może nikomu w świecie.
— Czemuż tedy wracasz?
— Dlatego, że mi pozwolił pan Sesemann.
— Ba! Mogłaś przecież zostać, mimo pozwolenia!
— Wróciłam, gdyż nad wszystko wolę być u dziadka na hali!
— Zmienisz pewnie zdanie, gdy go zobaczysz teraz! — mruknął do siebie.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.