Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

Jął gwizdać, nie mówiąc już nic. Heidi rozglądała się wokoło i ogarnęło ją wewnętrzne drżenie na widok znanych drzew przy drodze, lub szczerbatych turni Falknisu, witających ją jak starzy znajomi. Witała wszystko serdecznie, a z każdym krokiem wzrastało napięcie oczekiwania, tak że miała ochotę zeskoczyć z wozu i biec z wszystkich sił na górę. Biła właśnie piąta, gdy wjeżdżali do osiedla. Zaroiło się natychmiast od dzieci i kobiet wokoło wozu, przyszli też sąsiedzi, gdyż kufer i Heidi na wozie piekarza, była to sprawa godna uwagi. Wszyscy pytali ciekawie. Piekarz zesadził dziewczynkę, a ona rzekła:
— Dziękuję! Dziadek zabierze kufer!
Potem chciała biec co prędzej, a gdy ją przytrzymywano, zasypując pytaniami, przepychała się przez tłum tak porywczo, że jej bezwiednie robiono miejsce.
— Widzisz, jak się boi! — mówił ten i ów. — A ma do tego słuszne powody!
I opowiadali na nowo, że od roku Halny Dziadek stał się gorszym jeszcze, nie rozmawia z nikim i sroży się tak, jakby chciał każdego zamordować, a gdyby to dziecko miało jakikolwiek przytułek na świecie, nie szłoby na pewno do tej smoczej jaskini. Piekarz wmieszał się do rozmowy, mówiąc tajemniczo, że wie dużo więcej od wszystkich innych. Jakiś pan odwiózł Heidi aż do Mayenfeldu, pożegnał ją serdecznie, zapłacił bez targu żądaną cenę za jazdę i dał nawet jeszcze napiwek. Jego zdaniem, dziecku dobrze było w mieście i samo chciało wracać do dziadka. Wywołało to wielkie zdziwienie, wiadomość ta obiegła zaraz całe osiedle, a wszyscy powtarzali sobie, że Heidi porzuciła dobrobyt poto, by wrócić do dziadka.
Heidi biegła co sił w górę, przystając tylko czasem dla złapania tchu. Koszyk był dość ciężki, a droga coraz bardziej stroma. Trapiła ją teraz jedna tylko myśl, mianowicie, czy babka tymczasem nie zmarła i czy ją zastanie w kątku izby,