— Byłby cię na pewno poznał w tej nowej sukience. Musisz się jednak pilnować. Pietrek powiada, że Halny Dziadek jest teraz zawsze zły i z nikim nie mówi.
— Dobranoc! — powiedziała, ruszając dalej ze swym koszykiem na ramieniu. Słońce zachodziło właśnie, oblewając różową poświatą zieloną halę i wielkie pole śniegowe Cezaplany. Heidi obracała się co parę kroków, gdyż miała teraz góry poza sobą. Nagle spostrzegła pod stopami czerwony blask. Uczyniła zwrot wstecz i oto roztoczył się przed nią widok, który już przygasł w jej pamięci i sennych marzeniach. Zębate turnie Falknisu płonęły jaskrawo, wielki lodowiec wyglądał jak morze ognia, po niebie płynęły różowe chmurki, złociła się trawa hali, blask padał od skał, a cała dolina zalana była falą woni i lśniącej poświaty. Wzruszenie napędziło jej łzy do oczu. Stała, płacząc z radości. Złożyła ręce, dziękując gorąco Bogu, że ją tu przywiódł z powrotem i że wszystko wokoło jest dużo jeszcze piękniejsze, niż jej się przedtem wydawało. Czuła się tak szczęśliwą i bogatą posiadaniem tych skarbów, że zbrakło jej słów na dziękowanie Bogu. Poszła dalej, dopiero po przygaśnięciu czarownego widowiska. Zaczęła teraz biec tak prędko, że niedługo ujrzała czuby jodeł, potem dach, a wreszcie samą chatę dziadka. Pod ścianą, na ławce siedział dziadek, kurząc fajkę, a nad jego głową szumiały jodły w wieczornym wietrze. Heidi przyspieszyła jeszcze kroku i przypadła doń, zanim się mógł spostrzec, kto nadchodzi. Heidi rzuciła koszyk i uczepiła się dziadka, nie mogąc wyrzec nic innego prócz okrzyku:
— Dziadku! Dziadku! Dziadku!
I on milczał także. Oczy mu zwilgły po raz pierwszy od lat niepamiętnych. Przetarł je dłonią, potem wziął Heidi na kolana, przyjrzał jej się i rzekł:
— Wróciłaś tedy? Cóż się stało? No, wyglądasz niebardzo wspaniale! Czy cię odprawiono?
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.