— Przychodzę prosić księdza proboszcza, by raczył puścić w niepamięć słowa, jakie wyrzekłem w rozmowie na hali, i by przebaczył mój ówczesny upór, z jakim odrzuciłem jego dobrą radę. Miał ksiądz proboszcz zupełną słuszność, ja zaś byłem w błędzie, to też teraz zmienię postępowanie i zamieszkam na zimę w osiedlu. Będzie to znacznie korzystniejsze dla dziecka. A jeśli ludzie patrzeć będą na mnie z podełba, bez zaufania, to dostanie mi się zasłużona kara, ale ksiądz proboszcz tego chyba nie uczyni.
Dobre oczy proboszcza rozbłysły radością. Uścisnął raz jeszcze rękę przybyłego i rzekł wzruszony:
— Drogi sąsiedzie! Byliście, widzę, we właściwym kościele, zanimeście jeszcze przyszli do mojego. Cieszy mnie to bardzo i ręczę, że nie pożałujecie życia pośród nas. Dla mnie pozostaniecie nadal miłym wielce sąsiadem i częstym, ufam, gościem, z którym zamierzam spędzić niejeden wieczór zimowy. Towarzystwo wasze cenię sobie bardzo, a dla tej małej znajdziemy także dobre przyjaciółki.
Proboszcz położył dłoń na kędzierzawej główce Heidi, wziął ją za rękę i tak we troje wyszli przed plebanję. Tutaj pożegnali się serdecznie, a wszyscy widzieli, jak proboszcz ściska kilkakrotnie dłoń Halnego Dziadka, niby swego najlepszego przyjaciela, z którym mu się trudno rozstać. Ledwo proboszcz zamknął za nim drzwi, podeszli doń po kolei wszyscy, każdy chciał być pierwszym i nagle tyle rąk wyciągnęło się do niego, że nie wiedział, którą chwycić. Nagle zawołał ktoś z tłumu:
— Cieszy mnie, dziadku, żeście do nas przyszli znowu!
Drugi dorzucił:
— Nieraz chciałem z wami zamienić słów parę.
Podobne wyrazy padały z różnych stron, a dziadek powiedział w odpowiedzi na te pozdrowienia, że zamierza sprowadzić się na zimę do osiedla.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.