Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

pogodę. Wyciągnęła doń rękę, a on usiadł przy niej. Ojciec przysunął sobie także fotel i ująwszy dłoń Klarci, zaczął mówić. Wyraził radość swą na myśl o podróży, paru tylko słowami zaznaczył, że jest narazie niemożliwą, a potem jął szeroko rozwodzić się na tem, jak dobrze zrobiłaby doktorowi ta podróż. Uczynił to z rozmysłem, by zapobiec wybuchowi płaczu ukochanej córki swojej.
Istotnie łzy napełniły błękitne oczy Klarci, mimo że czyniła wysiłki, by je ukryć, wiedząc jak przykrym jest jej płacz ojcu. Cios był istotnie bolesny. Przez całe lato radowała ją myśl o tej podróży i stanowiła całą rozrywkę i pociechę samotnego życia. Nie umiała atoli dąsać się, wiedząc, że jeśli ojciec czegoś odmawia, to rzecz ta musiałaby jej wyjść na złe, i tak być nie może. Przemógłszy tedy łzy, czepiła się jedynej pozostałej jeszcze nadziei. Pogładziła tedy rękę swego przyjaciela i rzekła prosząco:
— Panie doktorze! Pojedzie pan do Heidi, a za powrotem opowie mi pan wszystko o niej, o dziadku, babce, Pietrku i kozach. Dowiem się, co robią ci wszyscy znajomi moi, nieprawdaż? Także myślę, że pan zabierze z sobą to, co chcę jej posłać, oraz babce. Obiecuję przez cały czas pić, ile pan chce tylko tranu, dobrze?
Trudno powiedzieć, czy ta ostatnia propozycja zadecydowała, dość że doktór uśmiechnął się i powiedział:
— W takim razie muszę chyba jechać. A ty, Klarciu, staniesz się tłustą i mocną, jak tego obaj z ojcem pragniemy. Kiedyż nastąpić ma ten mój wyjazd? Czy już postanowiłaś?
— Najlepiej zaraz jutro rano! — oświadczyła Klara.
— Słusznie! — poparł ją ojciec. — Pogoda piękna, słońce świeci, szkoda każdej chwili spędzonej w mieście, a nie na hali.
Doktór roześmiał się znowu i powiedział:
— Muszę, jak widzę, zmykać co prędzej. Inaczej wyrzucisz mnie chyba, przyjacielu!