skąd się ścielą przepiękne widoki. Doktór przystał z ochotą i postanowiono plan ten wykonać niezwłocznie.
Tymczasem słońce wskazało południe. Wiatr przycichł już oddawna i jodły umilkły. Powietrze było, jak na tę wysokość, ciepłe jeszcze, miłe i rzeźwiło powiewem siedzących na oblanej słońcem ławce.
Halny Dziadek wstał i wszedł do chaty, wrócił jednak zaraz, niosąc stół, który postawił przed ławkę.
— Heidi, — powiedział — przynieś wszystko, czego potrzeba do obiadu. Pan doktór przebaczy i raczy przyjąć to co mamy, — dodał — kuchnia nasza jest bardzo skromna, zato jadalnia piękna, nieprawdaż?
— Prześliczna! — odparł doktór, patrząc w ozłoconą słońcem dolinę. — Przyjmuję zaproszenie. Tutaj wszystko smakować musi.
Heidi poskoczyła do chaty, jak łasiczka, i poznosiła wszystko co było w szafie. Radowało ją niezmiernie, że może ugościć doktora. Dziadek przyrządził tymczasem jedzenie i przyniósł buchający parą dzban mleka, oraz złotej barwy, pieczony ser. Potem nakrajał cieniutkich płatków różowego, suszonego w czystem powietrzu górskiem, mięsa, a doktorowi smakował ten obiad jak żaden jeszcze może w ciągu całego roku.
— Tak, tak! — rzekł wreszcie. — Klara musi tu przyjechać. Nabierze sił, a jeśli przez czas pewien będzie tyle jadła co ja dzisiaj, stanie się tłusta i mocna, jak nigdy w życiu.
W tej chwili zobaczyli człowieka, dźwigającego z trudem wielki tobół. Dotarłszy do chaty, położył ciężar na ziemi i przez chwilę wciągał w pierś rzeźwe powietrze halne.
— Oto jest ta rzecz, która ze mną przyjechała z Frankfurtu! — powiedział doktór, podprowadził Heidi do pakunku, rozwiązał sznur, a gdy opadła powłoka zewnętrzna, dodał — teraz sama szukaj skarbów swoich.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.