— Przysłała to z Frankfurtu Klara i babunia! — oświadczyła zdziwionej Brygidzie, która skamieniała wprost, patrząc na przedmioty, ciągnione i rozkładane z wysiłkiem przez dziewczynkę.
— Nieprawdaż babko, — spytała — że najwięcej cieszą cię te strucelki? Spróbujże, są mięciutkie!
— Cieszę się bardzo, droga moja! — zapewniła babka. — Cóż to za dobrzy ludzie! — potem pogładziła chustkę i rzekła: — Ta chustka, to skarb nieoceniony na ostrą zimę. Boże wielki! Nie myślałam nigdy, że dożyję czegoś takiego.
Zadziwiło to wielce Heidi, że babka cieszy się więcej szarą chustką, niż doskonałemi strucelkami. Brygida stała przy stole, patrząc ze czcią na kiełbasę, tak ogromną, jakiej nie widziała jeszcze w życiu. Czyż podobna, by była jej własnością, by mogła ją nawet krajać i jeść? Potrząsnęła nieufnie głową i rzekła:
— Trzeba zapytać wpierw Halnego Dziadka, co się ma z tem zrobić?
— To trzeba zjeść i basta! — oświadczyła pewnym tonem Heidi.
W tej chwili wpadł Pietrek, wołając:
— Halny Dziadek idzie za mną! Kazał, by Heidi...
Więcej powiedzieć nie zdołał, spojrzawszy na bajeczną kiełbasę, której widok odebrał mu mowę. Ale Heidi domyśliła się reszty i podała prędko rękę babce. Halny Dziadek zachodził teraz często do staruszki, która cieszyła się, usłyszawszy kroki jego, gdyż zawsze dla niej znajdował słowo pociechy i otuchy. Dziś jednak było już późno, dziewczynka wstawała równo ze świtem, a sen dla niej, jak mawiał, był koniecznym, przeto, rzucił tylko od progu: dobranoc, wziął Heidi za rękę i ruszyli przy blasku migocących gwiazd do cichej chaty swojej.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.