Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

posiadł na własność. Podczas gdy oboje pili mleko, zajrzał do wnętrza. Zatrzęsła nim radość na widok wielkiego kawała mięsa, potem zajrzał ponownie dla nabrania pewności, że tak jest w istocie i wsadził rękę, by zdobycz pochwycić. Ale cofnął się nagle, ogarnięty wątpliwością. Wszakże wygrażał, oto, przed chwilą pięściami temu panu, który mu zrobił podarek ze swego obiadu. Pietrek uczuł skruchę i nie był w stanie wziąć się do jedzenia. Nagle podskoczył, pobiegł na to samo miejsce i uniósł wysoko obie dłonie, rozłożone płasko, na znak, że wygrażanie pięściami unieważnia w zupełności. Stał tak chwilę, potem zaś wrócił do plecaka z uczuciem, iż sprawa została wyrównana, a mając czyste sumienie, zaczął jeść z rozkoszą przysmaki.
Doktór chodził z Heidi długo i rozmawiał żywo, potem zaś oświadczył, że pora mu wracać, ona zaś pewnie zostać jeszcze zechce wśród kóz. Heidi nie przystała na to, by zacny doktór sam jeden wracał z hali, postanowiła go tedy odprowadzić do chaty dziadka, a nawet dalej jeszcze. Poszli, trzymając się za ręce; dziewczynka nie przestawała opowiadać o różnych rzeczach, pokazywała przyjacielowi miejsca, gdzie kozy pasały się z upodobaniem, gdzie latem rosły kępy żółtych, lśniących różyczek złotojeści, czerwonej centurji i innych kwiatków. Wkońcu jednak powiedział doktór, by wróciła. Pożegnali się, on poszedł dalej ku dołowi, a Heidi stała długo jeszcze, patrząc za odchodzącym. Tak czyniła zawsze córeczka doktora, gdy się wydalał z domu.
Jesień tegoroczna była bardzo pogodna. Doktór przychodził każdego dnia na halę, skąd się udawał w dalszą wędrówkę. Często chodził z dziadkiem w góry, gdzie się chwiała w silnym wietrze kosodrzewina, a ptak drapieżny, mieszkający tam gdzieś zapewne, krążył nisko nad ich głowami, kracząc głośno. Doktór polubił bardzo swego towarzysza. Przekonał się, że Halny Dziadek zna dokładnie każde ziele, rosnące na hali,