— To prawda. Bywajże mi zdrowa, Heidi! — odparł, ściskając jej dłoń.
Spojrzała nań i spostrzegła łzy w poczciwych jego oczach. Doktór obrócił się i ruszył spiesznie na dół.
Heidi stała bez ruchu na miejscu. Wzruszyły ją łzy w oczach przyjaciela. Nagle wybuchnęła płaczem, porwała się i łkając biec zaczęła za odchodzącym.
— Panie doktorze! Panie doktorze! — wołała raz po raz.
On się obrócił i czekał.
Wnet go dopędziła, zapłakana.
— Pojadę w tej chwili do Frankfurtu! — oświadczyła stanowczo. — Muszę tylko zawiadomić dziadka!
Doktór pogładził jej głowę i rzekł spokojnie, a serdecznie:
— Nie, droga Heidi, nie pojedziesz w tej chwili, mogłabyś zachorować w mieście. Zostań w górach. Powiedz mi tylko, że przyjedziesz do mnie, gdy będę chory, samotny i zapragnę mieć kogoś, ktoby mnie kochał.
— O tak, tak! — wykrzyknęła szlochając. — Przyjadę natychmiast! Kocham pana tak samo prawie, jak dziadka!
Doktór uścisnął raz jeszcze Heidi i pośpieszył na dół, ona zaś stała długo, żegnając go ruchem ręki, dopóki nie zniknął jej z oczu. Obracając się po raz ostatni, powiedział sobie:
— Dobrze jest tam w górach. Ciało i dusza odzyskują zdrowie, oraz radość życia.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.