Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

wielu czynów, zdobył bogactwa i powróciwszy, wystawił sobie dom wspaniały. Niedługo jednak wytrzymał w cichem osiedlu nawykły do gwarnego świata, człowiek. Wyjechał i nie wrócił. Po wielu latach, gdy było rzeczą pewną, że zmarł, sprowadził się krewniak jego do domu, który zniszczał tymczasem. Nowy właściciel nie chciał łożyć na odbudowę, wyniósł się wkrótce, a dom zajęli ludzie biedni, którzy także nie mogli naprawiać szkód. Zamieszkał tu potem Halny Dziadek, wraz z synem swym Tobjaszem, a następnie budynek stał pustką przez czas długi, bowiem trudno tu było wyżyć temu, kto nie umiał łatać dziur, zatykać szpar i naprawiać ciągle wszystkiego. Zima trwała w osiedlu długo, była mroźna, wiatr hulał po izbach, gasząc światło, a ludzie kłapali zębami. Poradził sobie atoli dzielny Halny Dziadek. Postanowiwszy spędzić zimę w osiedlu, zaczął już w połowie października naprawiać dom. Przychodził tu często razem z Heidi.
Od tyłu wchodziło się do wielkiej izby, której jedna ściana runęła, w drugiej było wielkie, sklepiste okno bez szyb, a grube pędy powoju pięły się aż do sklepienia, które świadczyło, że musiała to być kiedyś kaplica. Potem wchodziło się do obszernej sali, z kamienną posadzką, poprzerastaną zielskiem. I tutaj mury runęły w połowie, oraz zapadł się częściowo strop, a resztę trzymały grube słupy, gdyż inaczej wszystkoby opadło ludziom na głowy. Dziadek zrobił tutaj zagrodę z desek i pokrył posadzkę grubą warstwą mierzwy, gdyż izbę tę przeznaczył na mieszkanie dla kóz. Za izbą ciągnęły się rozmaite kurytarze tak zniszczone, że przeglądało przez mury niebo, albo kawałek łąki i ścieżki. Na końcu widniały wielkie drzwi, mocno jeszcze tkwiące na zawiasach i przez nie wchodziło się do izby, jako tako zachowanej. Wszystkie cztery ściany pokrywało w połowie drzewo bez skaz i szpar, a w kącie stał piec ogromny, sięgający niemal stropu. Białe kafle ozdobione były niebieskiemi obrazkami, wyobrażającemi to