puszczone sanki. Zdumiony wielce zaczął się na czworakach gramolić, stanął na nogach, i waląc z całej siły, by się przekonać, czy to prawda, obcasami, zdołał zaledwo małe kawałeczki lodu oderwać od grubej skorupy. Halę ściął silny mróz. Spodobało się to bardzo Pietrkowi, wiedział bowiem, że teraz może przybyć Heidi. Wrócił do domu, wypił mleko, które dlań przysposobiła matka, schował do kieszeni chleb i powiedział:
— Idę do szkoły!
— Dobrze! Idź i ucz się pilnie! — pochwaliła go.
Pietrek wyskoczył oknem, gdyż drzwi przymarzły do cna, siadł na sanki i zjechał błyskawicznie na dół. Gdy mijał osiedle, uczuł, że musiałby sankom i sobie zadać gwałt, hamując tutaj. Pęd uniósł go aż poza Mayendorf i zatrzymał się dopiero na równinie. Wstał i spojrzał wokoło. Szkołę rozpoczęto już dawno. Powrót trwaćby musiał około godziny. Miał tedy pod dostatkiem czasu do powrotu. Znalazł się w osiedlu, w chwili powrotu Heidi ze szkoły. Siedziała z dziadkiem przy stole i jadła obiad. Pietrek miał dziś pewną myśl specjalną, którą musiał zaraz wypowiedzieć.
— Już ściął! — rzekł, stanąwszy w izbie.
— Co znaczy to wojownicze hasło? — spytał dziadek.
— Mróz! — powiedział.
— O! — zawołała Heidi, domyślając się reszty, uradowana, że będzie mogła pójść do babki, potem zaś dodała z wyrzutem: — Czemuż nie było cię w szkole, mogłeś wszakże zjechać?
Raziło ją to, że nie spełnił obowiązku.
— Zajechałem za daleko sankami. Było już za późno! — powiedział.
— To jest dezercja! — zauważył dziadek. — Takich jak ty, bierze się za uszy.
Przerażony temi słowy Pietrek szarpał czapkę, gdyż bał się wielce starego Halnego Dziadka.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.