Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jesteś ponadto wodzem, tedy podwójnie powinieneś się wstydzić! — oświadczył. — Cóżbyś uczynił, gdyby któraś z kóz przestała cię słuchać i uciekała ze stada?
— Wybiłbym ją! — odrzekł tonem fachowca.
— A gdyby to uczynił chłopiec i dostał cięgi?
— Dobrzeby mu się stało!
— Wiedz tedy, kozi wodzu, że jeśli miniesz szkołę w chwili, gdy masz w niej siedzieć, masz się do mnie zgłosić po swą należytość.
Teraz zrozumiał Pietrek błyskawicznie sens całej rozmowy i że to on miał być owym chłopcem, zerknął, czy gdzie nie dostrzeże kija, lub bata. Ale Halny Dziadek powiedział łagodnym tonem:
— Chodźże i przekąś coś z nami. Potem zaprowadzisz Heidi do babki i wrócisz z nią wieczór tutaj na kolację.
Ten nieprzewidziany zwrot, zachwycił wprost Pietrka, a twarz jego wykrzywiała się na wszystkie strony z uciechy, usłuchał niezwłocznie i siadł obok Heidi. Heidi jeść nie mogła z radości, że idzie, przeto przysunęła Pietrkowi duży kartofel i kawał pieczonego sera, leżące jeszcze na jej talerzu, a dziadek napełnił także talerz chłopca, który, widząc cały wał przed sobą, wziął się do dzieła z zapałem nielada. Heidi wdziała ciepły płaszcz z kapuzą, otrzymany od Klary, i rzekła, gdy Pietrek wziął w usta ostatni kąsek:
— Chodźmy tedy!
Wyruszyli, a Heidi opowiedziała Pietrkowi, że Białuszka i Buraska nie chciały pierwszego dnia pobytu w nowej stajni jeść, miały głowy zwieszone i nie beczały wcale. Dziadek powiedział, że było im tak, jak Heidi we Frankfurcie, bowiem od urodzenia nie opuszczały hali.
Doszli na miejsce, a Pietrek nie powiedział słowa. Widocznie nurtowała go myśl jakaś. Stanął pod drzwiami i rzekł stanowczo: