Gdy nie rozpoznasz U od W,
Dostaniesz kijów blisko stu!
Pietrek zerknął wokoło i rzekł butnie:
— Niema tu nigdzie kija!
— Tak? — odparła Heidi. — Więc chyba nie widziałeś grubej, jak ramię, laski, którą chowa Halny Dziadek w skrzyni? A wystarczy otworzyć i powiedzieć: Bij, mój kiju samobiju! I zaraz kij wymłóci ci z grzbietu cały opór.
Nazajutrz przyszły litery S, Z i Ż.
Pietrek był tak przestraszony, że usłyszawszy wiersz:
Kto liter poznać tych nie gotów,
Iść musi hen, do Hotentotów.
zaniemówił przez chwilę, potem zaś rzekł krnąbrnie:
— Nikt nie wie, gdzie są ci Hotentoci!
— Wie to doskonale dziadek! — zawołała Heidi. — Czekajże, jest on u proboszcza. Zaraz go zapytam! — to rzekłszy, skoczyła ku drzwiom.
— Czekaj! — krzyknął zrozpaczony, gdyż wyobraził sobie, że za chwilę zjawią się Halny Dziadek i proboszcz, poczem zostanie niezwłocznie wysłany do Hotentotów. Na jego krzyk rozpaczny zatrzymała się Heidi, pytając ze zdziwieniem:
— Cóż ci się stało?
— Nic. Zaczekaj! Będę się uczył! — wyrzucił nerwowo.
Heidi zapragnęła wiedzieć, gdzie są Hotentoci, i wróciła tylko dlatego, że desperacki krzyk Pietrka wzruszył ją do głębi. Chłopak rzucił się na trzy ostatnie litery z taką zajadłością, że zostały na zawsze utrwalone w jego pamięci. Tegoż wieczora uczynił postęp niemały i tak się działo dzień po dniu.
Śnieg zmiękł znowu i zaczęły się śnieżyce, tak że Heidi nie mogła iść do babki przez trzy tygodnie z rzędu. Tem pilniej pracowała z Pietrkiem, który miał ją zastąpić w czytaniu. Pewnego dnia wrócił chłopiec do domu i powiedział: