dopiero, wygarniając z plecaka resztki okruszyn znalazł list.
Heidi przeczytała uważnie adres, potem wbiegła, co żywo, do szopy i krzyknęła, pokazując list dziadkowi:
— Z Frankfurtu! Od Klary! Czy chcesz posłuchać, dziadku?
Przystał ochotnie, a Pietrek także nastawił uszy, oparłszy się plecami o odrzwia, co mu dodać miało sił do przyjęcia wieści.
— Droga Heidi! — czytała dziewczynka. — Wszystko już spakowane i wyjedziemy za dni parę, po rozstaniu się z ojczulkiem, który przed jazdą do Szwajcarji musi jeszcze być w Paryżu. Pan doktór przychodzi codziennie i wypędza nas na halę. Nie może się doczekać naszego odjazdu. Bardzo mu dobrze było na hali. Przez całą zimę zjawiał się codzień niemal, by opowiadać. Siedząc przy mnie, rozwodził się szeroko o wszystkiem, co dotyczy ciebie, dziadka, o całej hali, kwiatach, górach, ciszy wyżynnej, wiosek, dróg, oraz niezrównanego powietrza. Powtarzał ciągle, że tam każdy człowiek musi odzyskać zdrowie. Zmienił się sam na korzyść, odmłodniał i poweselał. Cieszę się bardzo na myśl, że zobaczę ciebie i poznam wszystko, nawet kozy i Pietrka! Przedtem jednak muszę odbyć sześciotygodniową kurację w Ragaz, poczem, jak pan doktór powiedział, zamieszkam w osiedlu, a każdego pogodnego dnia będą mnie wozić do ciebie, na halę. Babunia zostaje ze mną, co ją także bardzo cieszy, gdyż będzie cię mogła odwiedzać. Pomyśl, panna Rottenmeier jechać nie chce, chociaż babunia pyta codziennie: — Cóż z tą podróżą, droga Rottenmeier? Jeśli ma pani ochotę, proszę się nie krępować. — Ona jednak dziękuje strasznie uprzejmie i powiada, że nie chce się narzucać. Wiem, czemu tak jest. Oto Sebastjan naopowiadał po odwiezieniu ciebie okropności o hali, o straszliwych skałach, przepaściach, otchłaniach i głazach tak wielkich, że jeno kozy mogą po nich chodzić, a człowiek musi za każdym krokiem upaść wstecz i zginąć
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.