— Wiem dobrze, że cię to martwi. Czy myślisz, że panna Rottenmeier przyjedzie mimo wszystko? — rzekła Heidi trwożniej jeszcze.
— Nie, nie! — powiedziała babka. — Daj mi rękę, bym czuła, że jesteś jeszcze ze mną. Będzie to dla ciebie bardzo korzystne, chociaż ja tego nie przeżyję.
— Nie chcę korzyści, którychbyś nie przeżyła! — zawołała Heidi stanowczo, ale babka nabrała pewności, iż ci frankfurtczycy przyjadą, by zabrać Heidi, skoro jest już zdrowa. Postanowiła nie wyrażać tej obawy, gdyż dziewczynka miała dobre serce i mogłaby się sprzeciwiać temu, co dla niej dobre. Pomyślała o jakiejś radzie i wnet ją znalazła.
— Wiem, co mi przywróci pogodę duszy! — rzekła. — Przeczytaj ten hymn, w którym jest wiersz: Gdyś czynił, co przystało i co nakazał Pan...
Heidi znała już dobrze stary śpiewnik, przeto odnalazła zaraz hymn i przeczytała:
— Gdyś czynił, co przystało
I co nakazał Pan,
Zadziwisz się niemało,
Jakich dokona zmian.
Jak zmieni smutki, troski
W radosnych myśli bieg
I łódź twą, sternik boski
Na jasny popchnie brzeg.
— O tak, tak! Tego właśnie pragnęłam! — rzekła babka, z weselszym już znacznie wyrazem twarzy.
— Można być tego pewnym, bo są to słowa święte! — rzekła Heidi.
— Tak, dziecko moje! — potwierdziła staruszka. — Przeczytaj raz jeszcze, abym zapamiętała dobrze.
Dziewczynka powtórzyła ustęp kilka razy, gdyż i jej spodobała się bardzo pewność tych obietnic.
Wieczór zapadł, Heidi odeszła z powrotem. Na niebie zamigotały prześlicznie gwiazdy. Jedna była piękniejsza od