drugiej, tak że dziewczynka przystawała ciągle, podnosząc oczy i rozglądając się wokoło. Coraz ją większa ogarniała radość i wkońcu powtórzyła głośno, z zachwytem ustęp hymnu, brzmiący tak pewnie i stanowczo. Gwiazdy mrugały ku niej z góry, aż doszła do chaty. Dziadek stał także zapatrzony w niebo, gdyż gwiazdy dawno już nie błyszczały tak pięknie.
Maj, roku tego, był bardzo pogodny, noce i dnie jasne, a dziadek śledził z podziwem wschód i zachód słońca i powtarzał raz po raz:
— Ten rok jest szczególnie słoneczny. Wszystkie rośliny będą silne i soczyste. Pietrek musi baczyć, by mu się trzoda nie rozbrykała po takiej paszy.
Pietrek podnosił junacko bat, strzelał z niego, a z oczu mu patrzyło wyraźnie:
— O, z tem dam ja sobie radę!
Minął rozkoszny maj, nastał czerwiec z cieplejszemi jeszcze, długiemi dniami i wywabił z ziemi na całej hali niezliczone mnóstwo kwiatów. Wszystko lśniło teraz, barwiło się i woniało wokół przesłodko. Ale i ten miesiąc jął się już chylić ku końcowi, gdy pewnego dnia wybiegła Heidi przed chatę, ukończywszy właśnie porządki domowe, chcąc posłuchać szumu jodeł, potem zaś pójść wyżej nieco, gdzie jak się spodziewała, miał właśnie rozkwitnąć wielki prześliczny krzak centurji, gdy nagle, obiegając chatę, wydała okrzyk tak przeraźliwy, że Halny Dziadek wyjrzał ze szopy, wielce tem zdziwiony.
— Chodźże, chodź, dziadku! — krzyczała w podnieceniu wielkiem. — Patrzże, patrz! Widzisz?
Dziadek podszedł i spojrzał w kierunku wyciągniętej ręki Heidi.
Dziwny, niewidziany tu zaiste nigdy korowód kroczył ku hali. Przodem niosło dwu ludzi fotel z drążkami, w którym
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.