chłodził ich i szemrał, tak prześlicznie w jodłach, jakby to była muzyka biesiadna, umyślnie sprowadzona.
— Nie widziałem czegoś takiego dotąd! To wspaniałe! — powtarzała raz po raz babunia. — Cóż to ja widzę? — wykrzyknęła nagle z najwyższem zdziwieniem. — Klarcia bierze już drugi kawałek pieczonego sera!
Tak było istotnie. Na kromce Klary złociła się spora porcja znakomitego sera.
— To takie dobre, babuniu, lepsze niż obiad w Ragaz. — zaręczyła, zatapiając zęby w wonne jadło.
— Proszę, proszę! — zachęcał wesoło dziadek. — To czyni nasz górski wiatr, uzupełniając braki kuchni.
Ucztowano tedy dalej, a babunia doskonale rozumiała się z dziadkiem. To też rozmawiali coraz żywiej, odkrywając te same zapatrywania na ludzi, rzeczy i przeznaczenie świata, jakby ich od lat długich łączyła bliska przyjaźń. Czas mile upływał, wkońcu jednak zauważyła babunia:
— Pora nam myśleć o powrocie, Klarciu. Słońce zachodzi, niedługo przyjadą ludzie z koniem i noszami.
Klara posmutniała odrazu i zaczęła prosić nalegająco:
— Jeszcze tylko godzinkę, albo dwie! Nie byłyśmy przecież we wnętrzu domu, nie widziałam urządzenia i łóżka Heidi. Szkoda, że dzień ten nie potrwa z dziesięć godzin jeszcze!
— To niemożliwe! — odparła babunia. — Ale zwiedzimy jeszcze wnętrze.
Wstano od stołu, a dziadek jął toczyć silną dłonią wózek Klary, który niestety, utknął pod drzwiami, był bowiem za szeroki. Dziadek wziął, nie wiele myśląc, Klarę w ramiona i wniósł do izby.
Babunia zaczęła chodzić spiesznie i oglądać wszystko, oraz wychwalać czystość i porządek.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.