Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

Pietrka na stronę, by mógł go słyszeć mimo rozgłośnego beczenia kóz uradowanych widokiem Heidi.
— Słuchaj uważnie! — przykazał mu. — Od dziś zostawisz Białuszce swobodę. Niech się pasie, gdzie chce. Rozpozna ona najlepsze zioła, ty zaś idź tylko za nią, choćby przyszło spinać się po skałach. Na tem zna się ona lepiej od ciebie, a chcę, by dawała mleko posilne i dobre w smaku. Rozumiesz? Cóż patrzysz z podełba, jakbyś chciał kogoś połknąć? No, a teraz ruszaj w drogę!
Pietrek nawykł słuchać dziadka ślepo, zebrał tedy stado i poszedł, ale miał widocznie coś na wątrobie, bo obracał wciąż głowę i spozierał srogo. Odbiegające kozy porwały z sobą Heidi kawałek drogi. Było to Pietrkowi na rękę.
— Musisz iść ze mną — krzyknął, machając batem. — Teraz kiedy trzeba chodzić za Białuszką, jesteś mi potrzebna do pomocy!
— Nie, nie! — odparła. — Przez czas długi nie przyjdę na pastwisko! Przez cały pobyt Klary, chyba że ją tam na górę dziadek zaniesie, jak obiecał.
To rzekłszy, wydobyła się ze stada i przybiegła do Klary. Na ten widok podniósł Pietrek pięść, wygrażając wózkowi, potem ruszył spiesznie za biegnącemi kozami, gdyż nie był pewny, czy dziadek nie dostrzegł tego wygrażania, a on nie chciał wiedzieć nic o wrażeniu, jakie mógł swym czynem wywołać.
Przyjaciółki miały na dziś tyle planów, że nie wiedziały, od czego zacząć. Heidi zaproponowała, by najpierw napisać list do babuni, gdyż obiecały, że codzień otrzyma wiadomość. Babunia miała swe wątpliwości odnośnie do skutków długiego pobytu Klary na hali, to też zobowiązała dziewczęta do codziennych listów z wszystkiemi szczegółami. Mogła spokojnie przebywać w kąpielach, wiedząc, kiedy będzie czas jechać na halę.