Podszedłszy do Klary, kazała, by Pietrek ujął ją z jednej strony pod rękę, sama stanęła po drugiej. Podnieśli ją jakotako. Ale trudno było posuwać się naprzód, wobec tego, że stąpać nie mogła, a w dodatku Heidi była za niska.
— Obejmij mnie mocno za szyję! — poleciła. — Pietrek niech cię trzyma mocno pod ramię i tak cię poniesiemy.
Ale Pietrek nikomu jeszcze w życiu nie podawał ramienia, trzymał więc rękę Klary sztywno przyciśniętą, jak kij.
— Nie tak! Nie tak, Pietrku! — powiedziała Heidi stanowczo. — Zwiń ramię wkółko, a Klara przesunie rękę, potem musisz przycisnąć mocno i nie puszczać za żadną cenę, a w ten sposób damy radę.
Wykonali plan. Ale nie wiodło się. Klara była dość ciężka, zaprzęg nierówny, teren przytem opadał i wznosił się, co psuło równowagę.
Klara próbowała używać nóg własnych, to jednej, to drugiej, ale zaprzestała po chwili.
— Stąpnij mocno! — poradziła Heidi. — Nie będzie cię na pewno bardzo bolało.
— Tak sądzisz? — spytała Klara z wahaniem.
Stąpnęła twardo jedną, potem drugą nogą, wydając okrzyk bólu.
Potem stąpnęła ostrożniej i rzekła z radością:
— Dużo mniej boli.
— Powtórz raz jeszcze! — nalegała Heidi.
Klara zaczęła stawiać krok za krokiem i naraz krzyknęła:
— Heidi! Ja chodzę! Chodzę! Popatrz no! Mogę robić krok za krokiem!
Heidi była w siódmem niebie.
— Tak, tak, chodzisz o własnej sile! Chodzisz całkiem dobrze! Szkoda, że niema tu dziadka! Chodzisz świetnie! — powtarzała raz po raz z zachwytem.
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.