— Próba się powiodła!
Potem podniósł ją, otoczył lewem ramieniem, podał dłoń prawą, jako pewną podporę, a Klara maszerowała, będąc tak zabezpieczoną śmielej jeszcze i wytrwalej, niż przedtem.
Heidi skakała wokoło nich, a dziadek wyglądał tak, jak gdyby go spotkało wielkie szczęście. Potem rzekł:
— Nie trzeba przesadzać. Czas wracać!
Wziął Klarę na ręce i ruszył zaraz ku domowi, wiedząc, że jego pupilka spocząć powinna.
Pietrek wrócił z kozami późno do osiedla i zastał sporą kupkę ludzi, otaczających coś, niby wielki kłąb, na trawie leżący. Popychali się i cisnęli, chcąc lepiej widzieć. Uczynił to samo i pchając w prawo i w lewo, wkręcił się do pierwszego szeregu.
Wielki Boże!
Na trawie leżało siedzenie wózka z wiszącem jeszcze oparciem tylnem. Piękna, czerwona skóra obita była wokoło świecącemi gwoździkami, świadcząc o wspaniałości jego w pierwotnym stanie.
— Widziałem, jak go toczono na górę! — oświadczył piekarz. — Wart był, jako żywo, najmniej pięćset franków. Jakże się to stało?
— Halny Dziadek powiedział, że zmieciony został przez wiatr! — zauważyła Barbara, podziwiając prześliczną skórę.
— Dobrze, że wiatr winien, nie kto inny! — podjął piekarz. — Dostałby mu się kryminał. Gdy ten pan z Frankfurtu się dowie, rozpocznie na pewno dochodzenia. Ja ze swej strony cieszę się, że nie padnie na mnie podejrzenie, gdyż od dwu lat nie byłem na hali. Biada temu, kogo przyłapią!
Mówiono jeszcze to i owo, ale Pietrek miał dość. Wydostał się, jak mógł najciszej z tłumu, i ruszył pod górę pędem, jakby go ktoś ścigał, chcąc złapać za kołnierz. Słowa piekarza przejęły go strachem nieludzkim. Pewny był, że lada dzień przy-
Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.