Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

Wziął papier i odszedł z ulgą wielką, gdyż Halny Dziadek nie gwizdał na rozprawę, a urzędnik policyjny nie przybył jeszcze.
Wszyscy zajęli teraz spokojnie miejsca przy stole pod chatą i zaczęto babuni opowiadać szczegóły radosnego wydarzenia. Dziadek zaczął robić z Klarą próby stawania i chodzenia, potem postanowiono udać się na pastwisko, następnie wiatr porwał wózek, Klara uczyniła wysiłek, chcąc zobaczyć kwiatki i wszystko się dobrze skończyło. Ale opowiadanie zabrało sporo czasu, gdyż babunia wtrącała ciągle okrzyki podziwu i podzięki, wołając:
— Czy to rzeczywistość, nie sen? Czy jesteśmy przytomni i siedzimy tu przy stole? Czy ta rumiana, tłusta dziewczynka to Klarcia moja, niedawno bezsilna i blada?
Dziewczęta radowały się z powodzenia niespodzianki, która takie wrażenie na babuni uczyniła.
Tymczasem pan Sesemann zakończył swe sprawy w Paryżu i postanowił ze swej strony zrobić niespodziankę. Nie pisząc matce słowa, wsiadł pewnego pogodnego dnia do pociągu, przenocował w Bazylei i ruszył dalej nazajutrz, spragniony zobaczyć córeczkę, przez całe lato niewidzianą. W Ragaz stanął w parę godzin po wyjeździe matki.
Wiadomość, że dziś właśnie wyruszyła na halę, była mu na rękę, wziął powóz do Mayenfeldu, a tam powiedziano mu, że może dojechać do samego osiedla. Pojechał przeto, wiedząc, że i tak go utrudzi długa wędrówka po stromej uboczy.
I nie omylił się wcale. Szedł i szedł z coraz to większym trudem, nie spostrzegając nigdzie chaty, a wiedział, że na pół drogi mieszka Pietrek koźlarz, bo nieraz opisywano mu to dokładnie.
Wszędzie natrafiał na liczne ślady stóp, snujące się w różnych kierunkach i krzyżujące ścieżki, nie wiedział tedy, czy idzie dobrą drogą, ani też po której stronie hali stoi chata.