się wydaniem tego dzieła dość kosztownego, gdyż mieszczącego w sobie 80 kamieniorytów (litografii) wyobrażających celniejsze widoki Galicyi, do których opisy prozą przyłączył, a w nich zebrane wiadomości historyczne o każdém przedstawioném miejscu objął. Rysunki jego własną ręką na kamieniu wykonane, byłyby zupełnie piękne, gdyby litografia lwowska zdatnych miała drukarzy, którzyby tyle nadawając farby ile rysunek wymagał, nie przyczyniliby się byli do zmartwienia autora, który po wytłoczeniu drukarskiém, nie mogąc poznać się ze swoją podług zasad optyki i cieniów natury wykonaną pracą, dzieło to we 20 tomach wyjść mające, zaprzestać i stolicę kraju już to z owéj przyczyny, już z rady lekarzy dla słabości zdrowia opuścić musiał, do czego przyczyniła się także hałaśliwa gorączka kraju w roku następnym 1848 i odbyt na to dzieło wstrzymała. Nie tylko więc żadnéj korzyści z niego nie osięgnął, ale zaledwie część kosztów poniesionych mając wróconą, postradał całe mienie swoje! Niesyty dawniéj odbytych przechadzek i podróży pełnych trudów i nieprzyjemności po karczmach i chatach wiejskich dla noclegów i słoty, znowu odbywał dalsze piesze podróże, zwiedził powtórnie Karpaty galicyjskie i węgierskie, uważając obyczaje, charakter, wyobrażenia ludu, wśród którego przebywał, zbierając pieśni, podania, legendy. — Zaszedł potem i do gór szląskich, zawsze pisząc i rysując. Gdy przecięż ostatnie wyczerpały się zasoby, widział się przymuszonym przyjąć służbę prywatną. Jak sam twierdzi, aby się nie oderwać od natury: z nią żyć zawsze, przyjął obowiązki leśniczego u jednego z obywateli w cyrkule jasielskim.
Od czasu wydania okolic Galicyi, wygotował kilka prac prozą i wierszem, jako to: „Feronija z podróży po Spiżu, Węgrzech, Sławonii i t. d. czyli bluszcze B. Z. Stę.”; następnie: „Ziewonija czyli pieśni i dumania o dawnych zamkach, rozwalinach, klasztorach, świątyniach, kaplicach, pałacach, ogrodach, górach, lasach, skałach, źródłach, wodospadach, z dodatkiem o Doboszu, Janosiku, Podgórskim, Ketrarze i Waligórskim, wielkich bandytach polskich, pisane w podróżach po Galicyi od r. 1833 do 1856.
Najwięcej wartości mającym otworem, jest jego poemat „Tatry” w 24ch pieśniach. — Nie chcę ja bynajmniéj uwodzić publiczności przedstawiając naszego autora jako wielkiego poetę i znakomitego pisarza, lecz mniemam, że w każdém piśmie jego objawia się tkliwie rodzinne czucie, silna miłość natury, ujmująca prostota, a czasem uderzają cię takie błyski natchnienia, takie obrazy niektóre wdzięczne, inne wspaniałe, takie wyrażenia szczęśliwe, iż przyznać musisz, że ten wierszopis jest poetą i w duszy. — Istotną zaś wartość téj pracy stanowi to, że jest zbiorem tak wszystkich wiadomości historycznych, jak podań, legend tatrowych, opisów obyczajów ludu góralskiego i obrazów tamtejszéj natury. — Nikt bowiem w kraju niezna dokładniéj pasma karpackich gór od naszego autora! Jakby góralem się urodził, zna każdéj góry szczyt, każdą skałę, każdą przepaść, każdy potok, jest on jakby przybraném dziecięciem Karpat.
Aby usprawiedliwić powyższe twierdzenie o poetyckiém usposobieniu Stęczyńskiego, przytoczę kilka ustępów z jego poematu: np. Autor mówiąc o nagłéj wieści, która się wśród jednego z miast w górach rozeszła, o bliskim napadzie nieprzyjaciela, tak się wyraża:
Rozbiegła się wieść straszna od domu do domu,
Jak cicha błyskawica, poprzedniczka gromu. i t. d.
albo powitanie najwyższego szczytu tatrzańskiego:
Witaj z morza granitów wybiegła Łomnico! i t. d.