I kręto między łozy ucieka bez ładu,
Łącząc się z burzliwemi falami Popradu.
Poprad z Tater wysokich zbiegł po Spizkiéj ziemi,
Gdy święta Kunegunda za ślady swojemi
Przywiodła, a gdzie tylko swą nóżką stąpiła,
Rzeka ryjąc koryto za nią się toczyła!...
Ładnie jest na tem miejscu gdy czysta pogoda,
Albo w chwili po deszczu, gdy wezbrana woda
Strzępami fal wzburzonych różne rzeczy niesie,
Rwie brzegi, łamie skały, drzewa zwala w lesie;
I szalonym pośpiechem unosi flisaków,
Albo zrywa chałupy nieszczęsnych wieśniaków,
Którzy siedząc na dachu ratunku wołają,
Lecz bałwany zatopne przystępu nie dają —
Tam rozpacz rwie im dusze, śmierć widzą przed sobą,
Przejęci niewymowną klęską i żałobą!
Szkodliwą jest ta rzéka gdy się nadto wzburzy,
Gorsza od ognia, albo piorunowéj burzy;
I chociaż swą powodzią miły widok sprawia,
To mieszkańców i głodu i nędzy nabawia.