W Sułyni niskie brzegi przy bystrym Popradzie,
A kamienie jak góry zwalone w nieładzie
Wystają z głębi wody, lub woda ich kryje,
A droga niebezpiecznie po brzegu się wije,
I w dzikim Międzybrodziu zupełnie ustaje
I szydersko z przechodnia naśmiewać się zdaje;
Który jest przymuszony na czółnie wywrotném
Przewieść się niebezpiecznie, z wieśniakiem ochotnym,
Którego czy na ziemi, czy na wodnéj głębi,
Obawa nie przenika, ani trwoga ziębi,
Bo machając w swéj dłoni żerdzią albo wiosłem,
Wié że mu woda życiem a łódka rzemiosłem.
Choć bledniejesz z obawy, choć strach cię przeszywa,
On siadłszy na krawędzi — piosnkę sobie śpiéwa,
A łódka od ciężaru jego kołysana
Nachyla się do paszczy wodnego szatana:
On przybiwszy do brzegu, po niejakiéj chwili
Wysadzi cię — a za dar kapelusz uchyli,
I znowu na kraj łódki siadając ochoczy,
Pędzi za nurtem fali gdzie go niosą oczy!
Takieto przyjemności Międzybrodzie stawia,
I takiemi Wierzchomla do ciebie przemawia;
Gdy zaś idąc za ścieszką, opuścisz jéj głazy,
Piwniczna pól i chatek przedstawia obrazy,
Dopiero się pojawią w Rytrze rozwaliny
Wystające poważnie z obrosłéj buczyny;
Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/037
Ta strona została uwierzytelniona.
III.