Szczęśliwy, gdy najwięcéj sera przysposobi,
Z którego bryndzę smaczną i oszczepki[1] robi.
Paszenie owiec nie jest juhasom bez pracy,
Zostają w posłuszeństwie pod zarządem bacy,
Mając go między sobą jak ojca i brata
Wybranego ze siebie na cały ciąg lata;
Który znając rośliny, zbiera je w traw tłumie,
Strzyże wełnę, a czasem i zażegnać umié
Jeżeli tego trzeba, nożem albo ręką,
Gdy kozy, lub żywina[2] dotknięta jest męką. —
Już pasterze w jaskini ogień rozniecili,
Już pokotem, malownie sobie rozłożyli,
Gdzie i dla nas jest miejsce posłane wygodnie,
Gdzie chwile krótkiéj nocy spędzimy swobodnie.
Już chmury czarną burzą zakrywają hole[3],
Już błyskawice szybkie migotne swawole
Poczynają w powietrzu, już strasznie zagrzmiało,
Jak gdyby całe niebo załamać się miało!!
Dészcz jak gdyby potopem puszcza się i leje,
Wiater świszczy i burza w powietrzu szaleje,
A pioruny okropnie w turnie uderzają,
I z trzaskiem przeraźliwym skały odrywają,
Które niepowstrzymanie spadając w niziny,
Rozbijają kamienie i gniotą krzewiny!
A w tak strasznym zamęcie zwaśnionéj natury,
Drżą na swojéj posadzie najmocniejsze góry!
Tylko człowiek przy ogniu, w bezpieczném ukryciu
Chociaż go myśl zatrważa — nie wątpi o życiu;
Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.