Rozdarte głębokimi z wieków parowami,
Gdzie wystają trzy wirchy[1] nazwane Mnichami:
„Tam złota leży pełno, ale po to złoto
„Nikt zbliżyć się nie może okryty niecnotą;
„Trzeba, mówiąc pacierze iść bez obejrzenia,
„Inaczéj złoto znika, jar się rozprzestrzenia!” —
W pietnastym wieku, w głębi olbrzyma owego,
Za Macieja Korwina króla węgierskiego
Wydobywano złoto, drogę tu zrobiono,
Ale potem dla wielkiéj pracy opuszczono...
A po wielu zawodach i po kosztach wielu
Zmuszony był odstąpić od swojego celu.
Późniéj znowu ciekawość tu złota szukała,
Lecz doznawszy zawodu pracować przestała.
Późniéj Staszic i inni uczeni tu byli,
Ale się poszukiwać kruszczu nie kusili,
Bo te góry sławiańskie, czy dla tego złota
Nie mają, aby naszych plemion kwitła cnota?
Aby wiara gorąca serca ich żywiła
A gościnność z prostotą niezatartą była?!
Daléj Felka, jezioro z wyższym wodospadem
Pojawia się w kotlinie z kamieni nieładem,
Które jakby Cyklopy niegdyś poskładali,
Mury, wieże i wały tak uformowali:
Że zaledwie przeciska się odpływ szumiący
Z wyższych stawów od tego stawu spadający,
Którego źwierciadlaną postać nie wesołę,
Otaczają granity i puste i gołe.
Nie widać kozodrzewu, ani traw zielonych,
Ostrem zimnem z tych krain wiecznie wypędzonych;
- ↑ Wirchy, wiérzchy.