I głód swój zaspakaja mchami i grzybami,
I powraca do gniazda pomiędzy skałami;
Lub spoczywa pod pniakiem w jamie niespodzianie,
I patrzy na daremne obławą szukanie;
Strzelcy znaleźć nie mogąc jego miejsca znaku,
Przechodzą koło pniaka lub siedzą na pniaku;
A on cicho słuchając — oddech w sobie tłumi —
I najlepszych myśliwych w pole wywieść umié! —
W zimie leżąc, od głodu liże się po łapie,
To mruczy jakby gwizdał — i tak mocno chrapie,
Że wieśniacy słysząc go, z pniaka wystraszają,
I długimi drągami łatwo zabijają.
Ale gdy niedźwiedź chłopa dopadnie — ze złości
Pazurami zedrze mu ciało aż do kości!....
I od palca zacząwszy, będzie go obgryzał,
Tłustość z członków wysysał i krew jego lizał!
A gdy najé się dosyć — resztę schowa sobie
I powróci do pniaka i uśnie jak w grobie. —
Daléj łysy Saturnus spaniale wystrzela
Po lewéj stronie drogi, dziwnie rozwesela
Podobieństwem do zamku, gdzie u stóp polana
Z majowéj zieloności najprzyjemniéj znana.
Daléj miejsce wśród opok Krakowem nazwane
Gdzie wyschłego potoku łożysko zwidzane:
Jest-to kręta dolinka, jakby rozpadlina,
Nad którą wiszą świérki, ciemni się krzewina.
Daléj tkwią Babie-nogi w wysokim błękicie,
Z których urok i czary leją się obficie....
Szczególnego w to miejsce trzebaby malarza,
Aby oddał te cuda — jakiemi obdarza
Przy stopach góry Pysznéj na końcu doliny
Połyskliwy staw Smerczyn z kępami drzewiny;
Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.