rad był rozerwać się śród ruchu i ludzi. Obawiał się samotności. Pozatem, przewidywał długie policyjne dochodzenia i badania a nie posiadając jeszcze zgody Marysieńki, że zechce ona zostać jego żoną, obawiał się, że ta z czemś niepotrzebnem się wygada.
— Dobrze! — odparł krótko. — Chętnie wybierzemy się z państwem.
Hopkinsa widocznie ucieszyła ta odpowiedź.
— All right! — zawołał. — Więc za kilka godzin zajdziemy po was, bo miss Mary chyba też wyrazi swą zgodę! Widzi pan, mister Schultz, wczoraj pańska siostrzenica czuła się nieco urażona naszemi zapytaniami, bo jesteśmy ciekawi z natury, ale chcemy ją naprawdę przekonać, że jesteśmy przychylnie dla was usposobieni...
— Więc, za parę godzin! — powtórzył Hopkins.
Wazgird, nie przewidując oporu ze strony Marysieńki skinął głową.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Cóż, powiodło się? — zapytała go pani Carlson, ledwie znalazł się w jej numerze.
Siedziała przed lustrem, starannie poprawiając „maquillage“ swej twarzy.
— Czemuż nie miało się powieść? — roześmiał się ordynarnym śmiechem. — Ptaszek jest tak wystraszony po wczorajszym napadzie, że aby nie zostać tam, djabłu nawet rzuciłby się w objęcia!
Odwróciła się od lustra i pokiwała głową.
— I ten Wazgird, taki chytry, taki przebiegły nic nie przeczuwa? Nawet po niezręcznych zapytaniach Maud, Toć Marysieńka musiała mu powtórzyć?
— Żywi do nas jak największe zaufanie. Jest święcie przekonany, żeśmy miljonerzy z Buffalo...
— Znakomicie!
Hopkins, z rozjaśnioną twarzą spacerował po pokoju. Ale pani Carlson przyszło na myśl pewne zastrzeżenie.
— A Marysieńka — wyrzekła — nie pocznie stroić fochów? W ostatniej chwili gotowa zepsuć cały plan?
Lecz on wzruszył ramionami.
— Nie przewiduje tego! — mruknął.
Przewidywania Hopkinsa okazały się słuszne. Marysieńka zgodziła się na wycieczkę do Nizzy. Może i ona